Jeszcze kilka refleksji o filmie Półksiężyc Bahmana Ghobadiego.
Niniejsze parę słów na temat filmu Bahmana Ghobadiego (a właściwie transkrybując jego nazwisko z arabskiego zapisu dialektu sorani to Qubadiego) jest podsumowaniem pewnych moich refleksji wynikłych z konieczności przygotowania dla widzów krakowskiego Kina Pod Baranami krótkiego wprowadzenia do filmu, ale także dwukrotnego obejrzenia dzieła tak bardzo wyjątkowego i za każdym razem na nowo i w odmienny sposób poruszającego.
W moim przekonaniu warto zwrócić uwagę przede wszystkim na trzy różne przestrzenie znaczeniowe, które dość umownie nazwałam następującymi tytułami: Kurdystan, Muzyka oraz Islam i mistycyzm.
Kurdystan
Mimo, że w wielu polskich i zagranicznych recenzjach Ghobadiego często określa się mianem reżysera irańskiego, a jego filmy reprezentowane są oficjalnie na festiwalach jako filmy irańskie, to w żadnym razie nie można przyjąć, że jest on po prostu irańskim reżyserem. Ghobadi posiada irański paszport, oraz pewne bardzo ważne doświadczenia na drodze sztuki filmowej (jak chociażby współpraca z Abbasem Kiarostamim), ale ta sztuka filmowa jest już dzisiaj jego własnym stylem.
Ghobadi jest przede wszystkim reżyserem kurdyjskim. Niniejsze stwierdzenie nie jest bynajmniej manifestacją jakiegoś fanatycznego nacjonalizmu, ale ważną wskazówką, która może wzbogacić interpretację jego twórczości. W swoich filmach Ghobadi opowiada o Kurdystanie i Kurdach, używając do tego celu języka kurdyjskiego (dialektu sorani rozpowszechnionego w Kurdystanie irańskim i irackim), ale również czerpiąc z wielu bardzo różnorodnych tradycji tego regionu. Sam często mówi również o swoim pragnieniu stworzenia kina i filmu kurdyjskiego, a więc nie bagatelne znaczenie przywiązuje również do swej roli, jako prekursora i nauczyciela sztuki filmowej w Kurdystanie.
Kurdystan jest obecny w filmie Półksiężyc przede wszystkim metaforycznie, jako swojego rodzaju Ziemia Obiecana, cel podróży, coś w czego istnienie należy wierzyć. Podróż grupy muzyków pod wodzą Mamo ma zakończyć się koncertem w Hawle^r (Arbil) – stolicy Kurdystanu irackiego. Niemniej finał filmu nie pozwala określić, czy podróż ta ostatecznie zakończyła się sukcesem, czy też porażką, a świat przedstawiony ogranicza się tu jedynie do Kurdystanu irańskiego. Wolny Kurdystan pozostaje więc w filmie symbolem, nadzieją na realizacją kilkusetletnich nadziei jego mieszkańców.
Ale Kurdystan w tym filmie, to także całkiem namacalne źródło nadziei i siły, a tym źródłem jest dziś dla Kurdów wspomniany Region Kurdystanu, część federacyjnego państwa Irak, realny i konkretny, jedyny obszar Kurdystanu, który zdołał osiągnąć szeroką niezależność i obecne w duszach jego mieszkańców poczucie wolności. W filmie widoczne jest to, co obserwuję na co dzień w Kurdystanie tureckim, czyli ogromna mobilizacja sił do podejmowania walki o swoje prawa, a także zwykła chęć zobaczenia Regionu Kurdystanu, poczucia się jego częścią. W tym kontekście film Ghobadiego należy też odbierać – używając muzycznej analogii – jak koncerty Ignacego Paderewskiego na Zachodzie u schyłku I wojny światowej, które były ofiarowaniem własnego talentu sprawie Polski. Przypominały o jej istnieniu, nadziejach na niepodległość i sprawiedliwe potraktowanie. Choć akcja filmu Ghobadiego bezpośrednio nie dzieje się w Kurdystanie irackim, to jednak zawarta w Półksiężycu historia podróży, a także kilka ujęć ukazujących stosunek władz Iranu i Turcji do Kurdów i Kurdystanu (np. scena, kiedy policjant irański z przekąsem powtarza za Mamo nazwę Kurdystan iracki, potem używa jedynie nazwy Irak, a w innej scenie nakazuje podwładnemu za wszelką cenę nie dopuścić, by trupa muzyków przekroczyła granicę z Irakiem) są rodzajem zwrócenia uwagi świata na ten mały i ważny region Bliskiego Wschodu, próbujący stworzyć dziś zalążek stabilnej i co ważniejsze uznającej „inność” demokracji, który zmuszony jest lawirować pomiędzy tyloma wrogimi siłami.
Muzyka
Jak trafnie zauważyła Marta Minakowska w swojej recenzji filmu publikowanej jakiś czas temu na stronach Arabi, film Ghobadiego jest zbudowany z muzyki, wszystkie dźwięki stają się w nim muzyką, niosącym treść przekazem.
A dzieje się tak nie tylko z powodu, że postać Mamo miała nawiązywać do sylwetki Mozarta, ale przede wszystkim dlatego, że w kurdyjskiej kulturze muzyka ma ogromne znaczenie. Muzyka – jako dźwięk i melodia, ale także jako słowo i poezja. Towarzyszy Kurdom na co dzień, w doli i nie doli, od kołyski, aż po grób. Jest jedynym rodzajem twórczości, którego państwa sprawujące władzę w Kurdystanie nigdy nie były w stanie do końca zabronić, czy poddać kontroli. Kurdowie powierzają muzyce swoje przeżycia. Najczęściej są to smutek i cierpienie, ale bardzo często także sprzeciw i bunt. Jednak najważniejsza cecha tej muzyki to wyrywająca się z tych duszących objęć, dziwna, nie dająca się okiełznać radość i nadzieja.
Z drugiej strony słowa pieśni służą Kurdom na co dzień, by o swoich przeżyciach opowiedzieć, podzielić się nimi z innymi ludźmi i otaczającym światem.
Pieśni to skarbnica dźwięków, ale i słowa. W wielu wypadkach jest to jedyny dostępny podręcznik do języka kurdyjskiego, przechowujący wiele cennych i na co dzień nieużywanych wyrazów i informacje o niektórych zanikających obyczajach i tradycjach.
Muzyka to źródło wartości estetycznych, których stylistyka oparta jest przede wszystkim o inspiracje światem przyrody. Stąd bez wątpienia trafność zabiegu Ghobadiego, który powołuje do życia również „śpiewający świat wokół”.
Muzyka i tradycja słowa mówionego to wreszcie źródło inspiracji dla wielu współczesnych twórców kurdyjskich, nie tylko Ghobadiego, ale chociażby zmarłego niedawno pisarza Mehmeda Uzuna – pochodzącego z Kurdystanu tureckiego i piszącego po kurmandżi, czy kurdyjskiej poetki młodego pokolenia Jane Seyda z Kurdystanu syryjskiego.
Lecz najważniejszy wymiar muzyki w Półksiężycu dotyczy metafizycznej metafory, otwierając przed widzem nową sferę znaczeń związanych z islamem.
Islam
Islam Bahmana Ghobadiego pokazany w tym filmie nie jest na pewno tożsamy z oficjalnie panującym islamem w Islamskiej Republice Iranu. Wręcz przeciwnie, w wielu epizodach wręcz się przeciwko temu reżimowi buntuje (np. ukazując metaforycznie – poprzez miejsce zsyłki 1334 pieśniarek – los kobiet w Iranie). I dzieje się tak nie dlatego, że Kurdowie w tym kraju są w większości sunnitami, a więc mniejszością w stosunku do szyickiej większości, ale przede wszystkim dlatego, że islam Ghobadiego ma wymiar głęboko ludzki.
Islam kurdyjskiego reżysera wykazuje ważne związki z tradycjami samego Kurdystanu, bardzo religijnie różnorodnymi i dzięki temu być może jest to kraj, w którym popularnością nie cieszą się dziś fundamentalizmy (co nie znaczy, że zupełnie ich tam nie ma). Islam w Kurdystanie (podobnie zresztą jak w wielu innych regionach Bliskiego Wschodu) zbudowany jest w dużej mierze także na tradycjach przed islamskich, które zostały połączone z islamem, czasem w dość oryginalny sposób. Warto zwrócić uwagę na drzewo obwiązane gałgankami – miejsce odwiecznego kultu przodków i świętych, czy na magię liczb – 4 w związanej z magią tradycji islamu uważana jest za cyfrę diabelską (u Ghobadiego jest to właściwie 14, przeciwstawione tradycyjnie pechowej na Zachodzie13), a siódemka za boską.
W filmie znajduje także odzwierciedlenie odwieczny spór świata islamu o rolę wolnej ludzkiej woli i przeznaczenia. Mamo podejmuje swą wyprawę wierząc w swe przeznaczenie, jak również, w przekonaniu, że powierzony mu przez Boga talent i lata prześladowań są wystarczającym uzasadnieniem, by nie ulec namowom jednego ze swych synów, który przekazuje mu radę mędrca, by podróż została nieco opóźniona. Ale Mamowi brakuje już cierpliwości, uwagi swych synów uznaje za przejaw słabości i niewiary. Nieraz działa nawet despotycznie. Niemniej w miarę upływu filmowego czasu okazuje się, że przepowiednia mędrca i wiele przeciwności losu traktować być może należy jako znaki nakazujące odwrót. Czy zatem podróż, jak mówi jeden z synów Mamo, podjęta została jednak wbrew przeznaczeniu? Kim jest człowiek Mamo? Buntownikiem, czy mimo wszystko wykonawcą jakiegoś boskiego planu? Ta odpowiedź pozostaje nierozstrzygnięta, tak jak nigdy być może nierozstrzygnięte (nie tylko w islamie) pozostanie pytanie o granice ludzkiej wolności.
Ghobadi po raz pierwszy za pośrednictwem swego dzieła tak otwarcie opowiada się za szacunkiem do tradycji islamu i religii w ogóle, wskazując w epizodzie ze składanym do grobu ciałem, które niespodziewanie porusza się pod wpływem „anielskiego głosu”, że nauka i rozum nie są w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania.
Ale islam Ghobadiego to przede wszystkim – zgodnie z przekazem samego Koranu – wiara, wiara w to, że powierzone sobie zadanie trzeba wykonać do końca, ofiarowując dlań wszystko, co ma się najcenniejszego, nawet życie. Niemniej ofiara ta składana jest W imię Boga Miłosiernego i Litościwego, a nie jakiegoś kłamstwa wtłaczanego w głowy rzeszom przyszłych kamikadze. Muzyka staje się zatem w filmie realizacją i uosobieniem tej wiary, jako cel podróży, towarzyszka w drodze i wreszcie jako pojawiająca się w finale tytułowa bohaterka Niwmang – Półksiężyc. Warto dodać, że drugie imię Niwmang to Papula – po sorani motyl. A motyl, czy też ćma w muzułmańskim mistycyzmie symbolizowały dążącego do Boga człowieka, którego „ja” musi ulec ostatecznej anihilacji – czy też spaleniu – w Bogu, zawierzając się jego miłości i wszechwiedzy. Drogą do tego celu mogła być medytacja, ale ostatecznym wyzwoleniem była śmierć.
Nie bez uzasadnienia będzie też, przywołana na wieczorze w Kinie Pod Baranami przez dr Elżbietę Wiącek analogia z filmem Andriej Rublow Andrieja Tarkowskiego, w którym podobną rolę do muzyki w Półksiężycu odgrywa malarstwo a dokładnie ikonopisanije. Ponad to, w obu przypadkach sztuka powstaje w warunkach, w których pozornie jej istnienie zdaje się bezsensowne i niemożliwe, niejako wbrew otaczającej rzeczywistości.
Półksiężyc, którego przesłanie jest mi, jako człowiekowi związanemu silnie z tradycją islamu, niezwykle bliskie, należy zatem traktować jako wyznanie wiary człowieka i artysty, przekonanego o wartości sztuki, wiary i miłości w świecie przesyconym agresją, obezwładniającą, paraliżującą depresją i wewnętrzną frustracją.