DEMOKRACJA DLA WSZYSTKICH

STOSUNKI SPOŁECZNO – POLITYCZNE
DEMOKRACJA DLA WSZYSTKICH

Czy uda się Amerykanom narzucić demokrację krajom, które jeszcze nie są gotowe przyjąć obcego systemu politycznego? Obecność Amerykanów w Iraku może pomóc przy rodzeniu się demokracji w tym kraju. Ale wydaje się, że ten eksperyment demokratyczny nie będzie łatwym zadaniem do zrealizowania z różnych powodów…

Ten kraj znajdował się przez kilkadziesiąt lat pod silnym wpływem dyktatury, a demokracja dla tego narodu pozostawała obca. Po drugie w tym kraju mieszkają muzułmanie szyici, którzy stanowią 60% ludności kraju oraz muzułmanie sunnici, stanowiący 35%. W przypadku sunnitów 15% z nich stanowią Kurdowie, którzy dążą do utworzenia w północnym Iraku wolnego Kurdystanu.

W Iraku przynależność etniczna, czy religijna jest silniejsza od przynależności państwowej. Należy pamiętać o istotnej roli plemiennej struktury społeczeństwa irackiego. Do tego dochodzi jeszcze potrzeba wykształcenia świadomości politycznej obywateli, polepszenia sytuacji gospodarczej i zapewnienia bezpieczeństwa. Te wszystkie powody razem mogą stanowić istotną przeszkodę dla demokratyzacji tego kraju.

Irak pod władzą Saddama pozostawał państwem prawie totalitarnym. Hasła nacjonalistyczne, jakie wysuwała partia Baas za rządów Saddama zostały usunięte z programów obecnych ruchów politycznych, Irak zaś idzie w kierunku radykalizacji i odrodzenia fundamentalizmu religijnego, zarówno wśród sunnitów, jak i szyitów. Gdyby władzę przejęły ugrupowania szyickie, mielibyśmy do czynienia z państwem wojujących fundamentalistów. Najlepszym dowodem na to jest rewolta radykalnego przywódcy szyitów Muktady Al Sadra.

Pomimo, że stosunek większości szyitów wobec okupacji Iraku pozostaje umiarkowany, to jednak ich nastroje mogą się zradykalizować, jeżeli okaże się, że Amerykanie zechcą pozostać w Iraku zbyt długo. Fundamentaliści mają inną wizję budowania ustroju, dlatego będą chcieli zbudować państwo islamskie. Oni nie zgodzą się na demokrację w stylu zachodnim, która nie uwzględnia zasad ich religii i kultury kraju. Według Francis Fukayama demokracja powinna być zbudowana na bazie własnych doświadczeń historycznych, kulturowych, społecznych, bowiem ludzie z zewnątrz nie są w stanie stworzyć więzi łączących tych ludzi w obrębie narodów.

Decydującym sprawdzianem amerykańskiej idei demokratyzacji będzie to z jakim sukcesem zakończy ten proces w Iraku. Co wpłynęło na amerykańską administrację, że nagle zaczęła promować demokrację w tym regionie? Większość analityków jest zdania, że głównym powodem zmiany amerykańskiej polityki wobec tego regionu było zagrożenie związane z zamachami z 11 września 2001 roku. Amerykanie doszli do wniosku, że większość zamachowców pochodziła z krajów będących sojusznikami Stanów Zjednoczonych (15 zamachowców pochodziło z Arabii Saudyjskiej). Innymi słowy, jednym z najważniejszych powodów wzrostu zagrożenia terroryzmem był brak wolności, demokracji i równości społecznej. Z drugiej strony prezydent George Bush przyznawał, że przedtem nie interesowała go demokracja w regionie Bliskiego Wschodu. USA popierały jednak każdy reżim, który zapewniał ich interesy, nawet jeżeli ten reżim polityczny był dyktatorski, czy nie szanował praw człowieka.

Począwszy od końca drugiej wojny światowej Stany Zjednoczone przyjęły politykę obrony swoich interesów na Bliskim Wschodzie. Ich polityka polegała na strategii zachowania status quo, co znalazło odzwierciedlenie w utrzymaniu istniejących reżimów w tym regionie. Nie pozwolono także na zmianę polityki wewnętrznej tych krajach. Dopóki interesy amerykańskie nie były narażone na niebezpieczeństwa, Amerykanie nie ingerowali w naturę tych reżimów, bądź sprawy związane z traktowaniem własnych obywateli.

Po drugie nie dopuszczały one do zmian geopolitycznych, bowiem to mogłoby wpłynąć na równowagę sił w regionie. Najważniejsze okazało się zachowanie stabilizacji tych reżimów i zwalczanie narodowych sił opozycyjnych. Amerykanie aż do 11 września 2001r. byli największymi przeciwnikami przeniesienia idei demokracji do krajów arabskich. Zmiany wewnętrzne czy geopolityczne nie leżały w ich interesach, zwłaszcza jeżeli te totalitarne i autokratyczne reżimy zapewniły im interesy i nie sprzeciwiały się ich polityce. Amerykanie prowadząc taką politykę uzasadniali ją tym, że demokracja i jej mechanizmy nie są zgodne z kulturą i wartościami arabskimi, a także z religią islamską .

Po trzecie strategia, która dotyczyła konfliktu izraelsko-palestyńskiego, polegała na zapewnieniu przewagi Izraela, zbieżnego z interesem amerykańskim, a także popieranie tego kraju przeciwko każdej rosnącej sile arabskiej. Spowodowało to podział wśród krajów arabskich na kraje radykalne, które nie zgadzały się z ich postawą i polityką, jak Libia, Syria, czy Irak i na kraje umiarkowane, które współpracowały i nie sprzeciwiały się tej polityce. USA w zamian tego nie popierały sił opozycyjnych. Zwłaszcza dotyczy to krajów Zatoki Perskiej, z którymi Stany Zjednoczone mają układy w dziedzinie współpracy wojskowej i politycznej.

W tym regionie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych panował nacjonalizm arabski, zwłaszcza w Iraku, Syrii i większości krajów arabskich. Dążono do zjednoczenia świata arabskiego, ale niestety te kraje nie mogły tego zrealizować. Jednym z tych powodów było istnienie polityki amerykańskiej, nie tolerującej powstania układu pomiędzy tymi krajami. Powstanie takiego układu stanowiłoby zagrożenie dla interesów amerykańskich, jak i istnienia państwa Izraela.

Wobec nieudolności nacjonalizmu arabskiego w latach osiemdziesiątych, zaczęły powstawać nowe organizacje islamskie i fundamentalistyczne. Wszystko to doprowadziło do wzrostu radykalizmu islamskiego. Fundamentaliści zaczęli stanowić główną opozycję w tych krajach, używając przemocy do realizacji swoich celów. Fundamentalizm był mocno zwalczany przez poszczególne reżimy arabskie. Spowodowało to ich emigrację, zwłaszcza na Zachód. Kraje zachodnie zapewniały im azyl polityczny, ponieważ liczyły, iż przyjmując siły islamskie, bądź opozycjonistów na swoje terytorium będą mogły traktować później opozycję jako środek nacisku wobec tych krajów. Mogłoby to okazać się pomocne, gdyby te kraje sprzeciwiały się polityce Zachodu w tym regionie.

Stany Zjednoczone popierały islamskie siły w czasie wojny w Afganistanie. Z powodu obecności armii sowieckiej w tym kraju pomagali oni arabskim bojownikom, przybywającym z różnych krajów arabskich, bądź islamskich. Te islamskie siły nie pozostawały w konflikcie z USA. W naturze tych sił nie było nastawienia przeciwnego Zachodowi, czy nastawienia antydemokratycznego, bardziej miało ono charakter ewolucyjny. Uważano, że komunizm był głównym wrogiem islamu, dlatego te siły islamskie postanowiły go zwalczać.

Koniec wojny w Afganistanie przyniósł wzrost fundamentalizmu islamskiego w tym kraju. Część bojowników powróciła do swoich domów, jednak duża liczba pozostała w Afganistanie i związała się z Osamą bin Ladenem, który stworzył organizację Al-Kaida. Do chwili obecnej stanowi ona największe zagrożenie na świecie. Bin Laden dążył do stworzenia międzynarodówki islamskiej, pragnąc samemu stanąć na jej czele. On stanowił z pewnością epigon zimnej wojny, walczył w Afganistanie przeciwko komunizmowi i dlatego był popierany przez USA. Później okazało się, że antykomunizm nie oznaczał, iż może być on także przyjacielem Stanów Zjednoczonych. Cały Zachód na czele z USA stał się wrogiem numer jeden dla bin Ladena i jego organizacji. Fundamentaliści islamscy w latach dziewięćdziesiątych zaczęli walkę o przejęcie władzy. Po anulowaniu demokratycznych wyborów w Algierii, kiedy nie chciano dopuścić do władzy islamistów, doszło do krwawej wojny domowej, która do dnia obecnego nie została zakończona. Niemniej aktywni pozostają fundamentaliści islamscy w Egipcie.

Po upadku muru berlińskiego świat wkroczył w erę jednobiegunową pod przywództwem Stanów Zjednoczonych, które pozostają absolutnym hegemonem. To supermocarstwo posiada różne interesy na świecie, a w obronie tych interesów zmuszone jest do interwencji w konfliktach, albo do prowadzenia wojen. Realizacja tej polityki może mieć zwolenników, jak i przeciwników na świecie. Wrogość wobec USA nie ogranicza się tylko do świata arabskiego, czy muzułmańskiego. Wrogość ta nie jest spowodowana osobistymi przesłankami do narodu amerykańskiego, ale do jego polityki zagranicznej, z którą nie wszyscy ludzie się zgadzają i czasami padają jej ofiarami. Z drugiej strony naród amerykański, który jest zajęty własnymi codziennymi sprawami, nie pozostaje odpowiedzialny za politykę zagraniczną swojego kraju. Przeciętny Amerykanin nie jest zorientowany w prowadzonej polityce zagranicznej USA na świecie, ani w tym jakie ona może mieć niekorzystne reperkusje dla USA. Kiedy wybuchają konflikty, Amerykanie pozostają w szoku i nie potrafią wytłumaczyć przyczyn powstania konfliktu.

Po pierwszej i drugiej wojnie światowej polityka USA w stosunku do Bliskiego Wschodu uzależniona była od doraźnych interesów gospodarczych w tym regionie. Arabowie postrzegali w USA odpowiedniego partnera w odróżnieniu od kolonialnych krajów europejskich, jak Wielkiej Brytanii, Francji, czy Włoch, które podzieliły ten region. Ale sytuacja uległa zmianie po powstaniu państwa Izrael w 1948 roku, kiedy USA popierały politykę tego kraju. Arabowie krytykują takie nastawienie amerykańskie, które nie uwzględnia nacisków na Izrael w celu wycofania się z ziem arabskich i powstania państwa palestyńskiego. Niechęć nie jest tylko wyrażana przez przywódców tych krajów, ale przez organizacje nacjonalistyczne i islamskie. Wrogość tych organizacji nie jest skierowana tylko przeciwko USA, ale przeciwko tym reżimom, które współpracują i utrzymują dobre stosunki z USA. Te organizacje walczą o przejęcie władzy w tych krajach i widzą w USA, popierające te reżimy główną przeszkodę w realizacji ich planów politycznych. Po upadku lewicowych partii i osłabieniu nacjonalistycznych organizacji siły islamskie są teraz główną siłą opozycyjną w krajach Bliskiego Wschodu. Reżimy te przy poparciu USA wyrażają obawę, że fundamentaliści mogą przejąć władzę, co może stanowić istotne zagrożenie dla żywotnych interesów Stanów Zjednoczonych w tym ważnym regionie świata.

Jeśli chodzi o stosunek do Stanów Zjednoczonych Arabowie dzielą się na trzy grupy. Pierwsza grupa upatruje w USA kraj cywilizowany, postępowy i wolny. Ta grupa zorganizowana w niektórych elitach islamskich nazywa siebie liberalną i otwartą na Zachód, ale fascynują ich bardziej amerykańskie osiągnięcia, dorobek intelektualny, co nie przekłada się w równym stopniu na podobny stosunek emocjonalny. Pomimo tego stanowią oni mniejszość wśród muzułmanów i Arabów. Nigdy ta grupa nie stanowiła wiodącego nurtu politycznego, ani nie miała poparcia społecznego. Ta grupa jest aktywna jedynie w dziedzinie kultury, literatury, słowem na polu intelektualnym. Nie odnosi się to natomiast do polityki, czy religii.

Druga grupa nie toleruje Ameryki, co więcej nienawidzi jej, upatrując w niej przykładu następców dawnych Krzyżowców, czy też zagrożenia dla własnej tożsamości arabskiej, czy islamskiej. Ta grupa reprezentowana jest zwłaszcza przez organizacje i ruchy fundamentalistyczne. Wypowiadają oni wojnę Ameryce, chrześcijanom, Żydom, nie ma tutaj żadnej różnicy. Traktują ich jako niewiernych, których należy zwalczać w imię religii i ideologii. Ta grupa stanowi jeszcze mniejszość wśród muzułmanów i Arabów, ale ta mniejszość jest coraz bardziej aktywna. Próbuje ona przejąć schedę po ruchach nacjonalistycznych i lewicowych, którym w ciągu pół wieku nie udało się wyzwolić świata arabskiego spod dominacji Zachodu. Można powiedzieć, że jeśli pierwszą grupę cechuje

sympatia i racjonalne nastawienie do USA, to drugą nieprzejednana nienawiść.

Pozostaje trzecia grupa, która jest reprezentowana przez większość Arabów i muzułmanów. Jej przedstawiciele nie dostrzegają w USA ani wroga religijnego, ani wroga cywilizacji islamskiej, czy arabskiej, lecz spoglądają na USA głównie z perspektywy wroga politycznego. Związane jest to z prowadzoną polityką amerykańską wobec Bliskiego Wschodu. Wrogość tej grupy w stosunku do USA podyktowana jest nie czynnikami ideologicznymi, czy religijnymi, ale stronniczością amerykańską w konflikcie arabsko-izraelskim. Izrael pozostaje tutaj główną przeszkodą dla budowania dobrych stosunków z

Ameryką. Widoczne jest to szczególnie w tych sytuacjach, kiedy USA wycofując poparcie dla Izraela, zaczynają rozwijać obustronne stosunki gospodarcze i polityczne uwzględniające wzajemne interesy amerykańsko-arabskie.

Polityka amerykańska charakteryzuje się specyficznym podejściem do obszaru Bliskiego Wschodu. Strategia i polityka amerykańska wobec reżimów, czy ugrupowań islamskich w tym regionie przebiega w gąszczu wzajemnych skomplikowanych relacji. Amerykanie wyróżniają zarówno te ugrupowania, które nawołują do użycia przemocy, jak i te, które dążą do zmiany sytuacji społeczno-politycznej w sposób pokojowy w danym kraju. Amerykanie popierają rozmowy przywódców tych krajów z ugrupowaniami umiarkowanymi, pod warunkiem, że nie stosują one przemocy i terroryzmu w dążeniu do uzyskania władzy. Dzieje się tak, aby zapobiec uzyskania władzy przez elementy radykalne, dlatego popierają ich współudział w sprawowaniu władzy, jak w Jordanii. Amerykanie obawiają się przewrotów politycznych i zmiany władzy, gdyż nie potrafiliby przewidzieć tego, jak będą zachować w przyszłości.

Dotychczas świat niewiele słyszał o fundamentalizmie jordańskim, ale w tym kraju posiada on wielu zwolenników. Król Jordanii nie dopuścił do tego, aby fundamentaliści stali się królewską opozycją i mogli działać w ramach organizacji paramilitarnych. Pomimo tego oni uczestniczą w życiu politycznym, czego przykładem jest reprezentacja w parlamencie.

Przykładem tego jest też libańska organizacja Hezbollah. Ta fundamentalistyczna organizacja rozpoczęła swoją działalność w Libanie na początku lat 80-tych, kiedy to kraj pogrążony był w chaosie wojny domowej, a następnie poddany okupacji izraelskiej. Już w połowie lat 80-tych Hezbollah wysunęła hasło proklamowania w Libanie republiki islamskiej. Był to wtedy – i jest nadal – pomysł nierealny, gdyż w Libanie żyje około 32 procent chrześcijan, oczywiście temu przeciwnych również wyznawcy sunnickiej odmiany islamu (21 procent Libańczyków) uważają to za niezgodne z libańską racją stanu. Jednakże wizja szyickiej republiki znalazła u szyitów, stanowiących około 40 procent ludności Libanu, wielu sympatyków. Na podatny grunt padały hasła wzywające do walki z okupantem izraelskim, a także z wpływami Zachodu, zwłaszcza USA. Hezbollah powoli zdobywał coraz większy wpływ. Obecnie posiada 14 posłów w parlamencie libańskim, który liczy ogólnie 128 członków. To jest przykład na to, że te ugrupowania mogą partycypować w demokratycznej władzy, nawet dostosowując się do jej reguł.

W Egipcie sytuacja wygląda inaczej, bowiem organizacja Bracia Muzułmanie działa legalnie, ale nie jest reprezentowana w parlamencie. W niektórych przypadkach jednak Amerykanie nie tylko popierają rozmowy między reżimami i umiarkowanymi ugrupowaniami islamskimi, ale także nawiązują bezpośrednie kontakty z nimi. Można podać przykład tego jak USA nawiązało stosunki z Algierskim Frontem Wyzwolenia po wygraniu wyborów w końcu 1991 roku. Wtedy to zaistniała możliwość rządzenia Algierią przez ten Front. Nawiązanie kontaktów z Frontem Ocalenia miało dotyczyć dwóch celów. Po pierwsze podporządkowania sobie przyszłego nowego rządu bez względu na jego charakter, jeśli współpracowałby on ze Stanami Zjednoczonymi i zapewniał ochronę ich interesów. Po drugie ograniczenia wpływów Francji w tym kraju.

Jednakże rząd algierski anulował wybory, co w efekcie doprowadziło do wojny domowej. Okazało się, że ugrupowania islamskie nie mają szans na objęcie władzy w tym kraju. Doszło do radykalizacji nastrojów wśród tych ugrupowań, które rozpoczęły walkę z rządem poprzez stosowanie przemocy. Amerykanie wycofali się ze współpracy z tymi ugrupowaniami i zaczęli popierać rząd algierski, nakłaniając go równocześnie do przyłączenia do siebie tylko umiarkowanych islamistów.

Amerykanie nawiązali stosunki z reprezentantami ruchów islamskich w tym regionie, które pozostawały w opozycji do istniejących reżimów. Ale amerykańskie stosunki z tymi ruchami nie oznaczały zgody na ich działalność. Były dyrektor CIA Robert Gates mówił, że poprzednie administracje amerykańskie zalecały politykom i dyplomatom kontaktowanie się z ruchami islamskimi w krajach arabskich, nawet z tymi, które były wrogo nastawione do USA. Miało to na celu poznanie ich sposobu myślenia oraz planowanych poczynań. Gates dodał, że w przypadku obalenia Szaha w Iranie wielkim błędem było zaniechanie kontaktów z irańską opozycją, czyli mułłami. Większość polityków amerykańskich z administracji prezydenta Cartera wyraziło żal, że zabroniono im kontaktowania się z siłami opozycyjnymi wobec Szaha, zwłaszcza z siłami religijnymi. Gates mówił, że kiedy obalono Szaha i jego reżim upadł, nie wiedziano nic o tych siłach, a także samym Chomeinim, ani o jego planach i celach.

Zdaniem polityków amerykańskich dialog z ruchami islamskimi wcale nie oznaczał zgody na poparcie dla przejęcia władzy w tym, czy innym kraju. Głównym celem było rozpoznanie sytuacji wewnętrznej w kraju oraz zbieranie informacji o działalności islamistów. W niektórych przypadkach Waszyngton przekazywał te informacje przywódcom krajów, którym mogły być one pomocne. Jak zauważono strategia Stanów Zjednoczonych wobec islamskich ugrupowań fundamentalistycznych nie jest stała. Cele ruchów fundamentalistycznych różnią się od siebie, zależą od charakterystyki danego kraju. Wrogość wobec Stanów Zjednoczonych nie była głównym wyznacznikiem tych ugrupowań.

Nie pozwolenie ugrupowaniom na udział w życiu politycznej swoich krajów, spowodowało użycie przemocy i terroryzmu jako środka do przejęcia władzy. Obawa przed dojściem do władzy radykalnych organizacji i wzrostu ich siły w krajach Bliskiego Wschodu, a także zwiększenia terroryzmu na świecie skłoniło USA do przyjęcia nowej strategii wobec tego regionu.

Nowa amerykańska inicjatywa wielkiego Bliskiego Wschodu nie ogranicza się tylko do reform politycznych, ale także do reform gospodarczych. Ma ona na celu zmniejszenie bezrobocia, polepszenie sytuacji kobiet, zwiększenie dostępu do edukacji. Według Amerykanów te reformy mogą doprowadzić do zmniejszenia wpływów fundamentalistów islamskich.

Amerykanie przewidują zastosowanie nowej trzypunktowej strategii: wojnę przeciwko terroryzmowi i grupom islamskim, które stanowią główne zagrożenie dla stabilizacji w tym regionie, rozwiązanie konfliktu palestyńskiego oraz próbę zreformowania nowych reżimów. Ta inicjatywa przewiduje też włączenie różnych sił opozycyjnych w sprawowaniu władzy. Według tej nowej strategii zmiany polityczne są nieuniknione i zachowanie status quo tych reżimów zwłaszcza po 11-9, nie służy tak bardzo interesom USA.

Brak demokracji i nieodpowiednia polityka gospodarcza są głównymi źródłami głębokiego kryzysu w tym regionie w następujących dziedzinach: strategicznej, gospodarczej, politycznej i ideologicznej. Wydaje się, że proces demokratyzacji krajów Bliskiego Wschodu nie będzie łatwym zadaniem, zwłaszcza jeżeli ten proces będzie narzucony z zewnątrz. USA mogą nakłonić jedynie elity rządzące niektórych krajów, jak Arabię Saudyjską, kraje Zatoki, czy Egipt do przeprowadzenia reform politycznych i gospodarczych.

Amerykanie i przywódcy krajów Bliskiego Wschodu wiedzą, że jeśli dojdzie do powszechnych wyborów demokratycznych, mogą je wygrać fundamentaliści islamscy, bowiem posiadają oni duże poparcie we własnych społeczeństwach. Stanowią oni często jedyną zorganizowaną siłę opozycyjną w krajach arabskich. W krajach nie znających demokratycznej kultury politycznej, należących do kręgu cywilizacji muzułmańskiej, demokratyzacja może oznaczać, że fundamentalistom otwiera się drogę do władzy. Tak się stało w Algierii pod koniec 1991 roku. Poza nielicznymi wyjątkami (Sudan i Iran) fundamentaliści wszystkich społeczności religijnych należą w swoich krajach do opozycji politycznej.

Przejęcie władzy przez fundamentalistów islamskich w tym ważnym regionie, jak Bliski Wschód stanowić będzie wielki problem dla Zachodu. W obu podporządkowanych przez fundamentalistów państwach, Iranie oraz Sudanie, trudno się dopatrzyć demokratyzacji. Prawdą jest, że od momentu rewolucji w 1979 roku, demokracja nie była zauważalna. Jednakże od kilku lat Iran zaczął podążać drogą demokracji szybciej nawet niż w innych krajach arabskich. Stany Zjednoczone i Europa nie krytykują Iranu w tej dziedzinie, tylko z powodu jego ambicji nuklearnych. Ten kraj walczy o rozwijanie demokracji, może nie w stylu zachodnim, ale na bazie doświadczeń wynikających z własnej kultury. W niektórych krajach muzułmańskich brak demokracji nie wynika z natury islamu, ale poszczególnych reżimów, zwłaszcza arabskich.

Amerykańska idea demokratyzacji Bliskiego Wschodu oraz rejonu Zatoki Perskiej nie ma wielu zwolenników, zwłaszcza wśród przywódców, jak i obywateli państw położonych w tej części świata. Przywódcy argumentują jednak ich odmowę przeprowadzenia wyborów i demokratyzacji życia politycznego jako groźbę przejęcia władzy przez fundamentalistów islamskich, co może oznaczać dla nich koniec rządów i przywilejów. W krajach Zatoki Perskiej sytuacja jest trudniejsza niż w innych krajach, bowiem tam rządzą rodzinne klany, które nie są skłonne nawet do utworzenia partii politycznych. Przywódcy dali do zrozumienia, że w celu stabilizacji w tym regionie i rozszerzenia demokracji, Amerykanie muszą rozwiązać najpierw konflikt izraelsko-palestyński i doprowadzić do stabilizacji Iraku. Według Zbigniewa Brzezińskiego ta inicjatywa powinna być przedyskutowana z krajami arabskimi, a nie narzucona. Bowiem jeśli Arabowie odczuwają, że ich kultura i religia nie będą szanowane, to nie będą skłonni jej przyjąć.

Wprowadzenie demokracji w krajach arabskich zawsze było wymogiem intelektualistów i opozycji tych krajów. Ale pozostawało to bez echa ze strony reżimów i rządzących elit. Jednakże brak demokracji wynika z tego, że reżimy nie dopuszczają do pluralizmu politycznego i swobód obywatelskich. Większość reżimów jest zamknięta w sobie, ludzie nie mogą wyrażać swoich opinii, a także krytykować swoich przywódców. Z drugiej strony przywódcy boją się własnych narodów. Pozostaje u nich obawa, że narody mogą zwrócić się przeciwko nim, zwłaszcza, że rządy tych krajów prowadzą także złą politykę gospodarczą, co prowadzi do korupcji, biedy i zwiększenia bezrobocia. Niedostatek demokracji i problemy gospodarcze stanowią główną przyczynę wzrostu fundamentalizmu islamskiego w tym regionie.

Stany Zjednoczone uważniej obserwują sytuację w tym regionie i chcą żeby te kraje same doprowadziły do reform. Amerykanie zauważyli, że narzucanie demokracji z zewnątrz nie jest dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza, że ich inicjatywa była ostro krytykowana przez przywódców krajów arabskich. Waszyngton zaczął łagodzić swoje stanowisko, co zostało wyrażone przez były sekretarza stanu USA Collina Powella. Amerykanie nie zamierzają narzucać tego planu żadnemu z krajów arabskich. Waszyngton chce jednakże pomóc im przeprowadzić reformy, który powinny wypłynąć z wnętrza regionu. Zależy to bowiem od specyfiki kultury, historii i rozwoju spoleczno-politycznego każdego kraju.

Zmiany w tym regionie nie oznaczają jednakże zmian elit rządzących, bowiem Stany Zjednoczone nie posiadają żadnych konkretnych następców. Strategia USA polega obecnie na porozumieniu z tymi elitami, modernizacji ich systemu politycznego, wprowadzeniu stopniowych reform, a także udzieleniu pomocy finansowej i technicznej. Oni chcą przydać swojej inicjatywie wiarygodności, dlatego oczekują pomocy ze strony Unii Europejskiej. W niektórych krajach dało się odczuć nieśmiałe reformy, jak w Maroku, Bahrajnie. Jednakże reformy te nie są wystarczające. W Arabii Saudyjskiej wprowadzono wybory do rad miejskich w październiku 2003 roku, i obecny wybory lokalne, jednak zdaniem opozycji te zmiany mają charakter kosmetyczny.

Przeciwnikami amerykańskiej idei demokratyzacji pozostają także narody tych krajów, ponieważ postrzegają oni amerykańskie działania jako formę ingerencji w politykę ich krajów. W sondażu zamieszczonym na internetowej stronie Al Dżaziry nt. opinii wobec demokratyzacji krajów arabskich 78,8% uczestników nie poparło tej idei, jedynie 23,2% skłonnych było zgodzić się z takim postulatem. Można tutaj zwrócić uwagę na przeciwników tej idei, bowiem społeczeństwa tych krajów postrzega demokratyzację w wymiarze idei, która została narzucona przez Amerykanów, sojusznika Izraela. Z racji tego stosunek ten pozostaje nieufny. Uważają ją jako oznakę neo-kolonializm. Należy jednak zaznaczyć, że społeczeństwo arabskie generalnie nie pozostaje przeciwne samej idei demokracji. Większość ludzi pragnie reform i wolności nawet jeżeli zostały one zaproponowane przez Amerykanów. Przeszkodą dla akceptacji tej idei jest polityka USA w Iraku i na ziemiach okupowanych przez Izrael. To wszystko prowadzi do osłabienia wiarygodności Ameryki w tym regionie. Zdaniem Jamala Khashoggi doradca rodzinnej królewskiej w Arabii Saudyjskiej „Stany Zjednoczone poważnie podchodzą do kwestii zmian na Bliskim Wschodzie, ale do końca nie wiedzą jak to przeprowadzić. Chcą demokracji, ale bez islamistów. Chcą demokracji, ale pod warunkiem, że zwycięzcy w wyborach będą utrzymywać poprawne stosunki z Izraelem”.

Stabilizacja i demokracja mają być priorytetem Stanów Zjednoczonych w tym bogatym regionie. Jeżeli USA mają ambicje mocarstwowe, muszą odpowiedzialnie budować demokrację na sprawiedliwych zasadach, a także znaleźć sprawiedliwe rozwiązania dla zasadniczych problemów Bliskiego Wschodu, takich jak problem palestyński. Ważne byłoby też zachowanie takiej polityki, aby USA nie pozostawały stroną w konflikcie, bądź stronnikiem którejkolwiek strony. Walka narodu palestyńskiego zawiera w sobie elementy walki o wolność.

Podobnie ustanowienie demokracji w Iraku musi polegać na takiej polityce, aby nie wykluczano żadnej grupy z prowadzenia dialogu politycznego w budowaniu demokracji. Konieczne jest stworzenie równych szans dla wszystkich, w przeciwnym razie będzie coraz więcej niezadowolonych ludzi z tej polityki, co może doprowadzić do wzrostu wrogości i ucieczki do form fundamentalizmu religijnego.

Ibrahim El-Cheikh