KURDYSTAN (2008) – WYBÓR ARTYKUŁÓW

KURDYJSKIE PARTIE I UGRUPOWANIA

Kurdyjskie partie i ugrupowania działające w Turcji i Kurdystanie północnym przydatne ABC .

PKK – Partia Pracujących Kurdystanu (kurd.: Partia Karkerên Kurdistan) została założona w 1978 roku przez Abdullaha Odżalana, studenta nauk politycznych na Uniwersytecie Ankarskim. W 1984 roku partia wypowiedziała Turcji wojnę atakując posterunek w Szemdili i Eruh. Działania zbrojne były prowadzone przez militarne skrzydło PKK – ARGK – Narodową Armię Wyzwolenia Kurdystanu (Artesa Rizgariya Gelê Kurdistan). Najbardziej intensywne walki miały miejsce w połowie lat 90 –tych. Wspierana przez ZSRR organizacja miała silne zabarwienie lewicowe, jednocześnie jednak głosiła obronę kurdyjskiej tożsamości narodowej. Dzięki temu w krótkim czasie zajęła miejsce innych organizacji lewicowych zyskując ogromną popularność wśród przedstawicieli klasy średniej, a przede wszystkim chłopów. ARGK charakteryzowała się niezwykłą dyscypliną i karnością, ale również okrucieństwem, które było odpowiedzią i motywacją do okrucieństwa dla żołnierzy tureckich.Po zatrzymaniu Odżalana w 1999 roku partia straciła szerokie poparcie i uległa wielu podziałom. W kwietniu 2002 roku została rozwiązana, a na jej miejsce powołano organizację KADEK – Kongres Demokracji i Wolności Kurdystanu. W listopadzie 2003 roku KADEK został rozwiązany i pojawił się Kongres Narodu Kurdystanu (KONGRA-GEL), a w kwietniu 2005 powrócono do pierwotnej nazwy PKK. Używana jest też obecnie nazwa Siły Obrony Narodu HPG (Hezên Parastina Gel). Z kolei sam lider, Abdullah Odżalan, który w wyniku procesu został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności, stał się marionetką w rękach władz tureckich. Co jakiś czas publikowane są jego nowe oświadczenia i pomysły na kreowanie kurdyjskiej przyszłości, które jednak wymierzone są w dużej mierze, w próbującą odbudować się na nowo kurdyjską opozycję. W ostatnich latach Kurdowie w Turcji i Europie opublikowali wiele książek próbujących rozliczyć niechlubną przeszłość PKK, między innymi Narzędzia Apo, czy Być kobietą w PKK. Ujawniają one prawdziwą twarz organizacji, w której powszechne były zabójstwa jej członków, czy wykorzystywanie seksualne kobiet. Z kolei w styczniu 2008 wraz z ujawnieniem w Turcji działalności tajnej tureckiej nacjonalistycznej organizacji Ergenekon (zwanej również głębokie państwo), odpowiedzialnej za wiele terrorystycznych zamachów, której powiązania prowadzą wysoko do wojskowych dygnitarzy i polityków, pojawiły się również zeznania, że członkiem tej organizacji był Abdullah Odżalan, a PKK miała być założona z inicjatywy tureckich służb specjalnych, jako podległa manipulacjom przeciwwaga dla istniejących w owym czasie innych kurdyjskich organizacji. Niezależnie od tego, czy informacje te zostaną kiedyś potwierdzone, czy nie, trudno dziś uznać PKK za głównego reprezentanta kurdyjskiej opozycji w Turcji.

DTP (tur.: Demokratik Toplum Partisi) – Partia Demokratycznego Społeczeństwa, legalnie istniejąca w Turcji partia kurdyjska, kontynuatorka tradycji politycznych partii HEP (Halk Emek Partisi) – Ludowej Partii Pracy, której po raz pierwszy w 1991 roku pozwolono przekroczyć progi parlamentu tureckiego. Partię HEP w 1993 zdelegalizowano. Deputowani utworzyli więc partię pod zmienioną nazwą DEP – Demokratik Emek Partisi – Demokratyczna Partia Pracy. W marcu 1994 roku kilku deputowanych tej partii zostało aresztowanych, oskarżonych o powiązania z PKK i separatystyczną propagandę i skazanych na wiele lat więzienia. Była wśród nich również kurdyjska działaczka Lejla Zana, późniejsza laureatka pokojowej nagrody Andrieja Sacharowa, która ośmieliła się wygłosić w parlamencie przysięgę w języku kurdyjskim. Skazana na kilkanaście lat pozbawienia wolności, została pod naciskiem Unii Europejskiej przedterminowo zwolniona 11 czerwca 2004 roku. Wkrótce po likwidacji DEP powstała zreformowana partia pod nazwą HADEP – Halkın Demokratik Emek Partisi – Ludowa Demokratyczna Partia Pracy, która dziś istnieje pod nazwą DTP. DTP sprawuje też władzę w większości kurdyjskich regionów. Ostatnie wybory parlamentarne w lipcu 2007 roku dowiodły, że DTP straciła wiele ze swego poparcia na rzecz sprawującej obecnie rządy w Turcji proislamskiej partii AK (Partia Sprawiedliwości i Postępu). DTP oskarżana jest przez wielu Kurdów o korupcję, nepotyzm, a także o powiązania z PKK. W skład obecnego tureckiego parlamentu wchodzi 23 posłów tej partii. Jako jedyna w parlamencie DTP głosowała przeciw interwencji zbrojnej tureckiej armii na terytorium Regionu Kurdystanu w Iraku.

TEVKURD (kurd.: Tevgera Yekîtîya Neteweyî ya Kurd) – Ruch na rzecz Jedności Narodu Kurdyjskiego powstał w 2005 jako inicjatywa kurdyjskich polityków i intelektualistów, początkowo jako Grupa Narodowych Demokratycznych Działań, od grudnia 2005 roku jako Kurdyjska Grupa Demokratycznych Działań, a od maja 2007 roku jako Ruch na rzecz Jedności Narodu Kurdyjskiego. Początkowo TEVKURD był inicjatywą liczącej 250 osób grupy ludzi, stopniowo jednak w wyniku zebrań w wielu miastach Kurdystanu i tureckich metropoliach stał się masową organizacją, w której skład wchodzą działacze nie zrzeszeni i członkowie innych pomniejszych organizacji politycznych i społecznych reprezentujących rozmaite poglądy. TEVKURD nie jest organizacją polityczną i jako taka nie może podlegać zdelegalizowaniu.
Głównym celem TEVKURD jest organizacja i zjednoczenie kurdyjskiego społeczeństwa i doprowadzenie do sytuacji, w której naród kurdyjski będzie mógł samodzielnie decydować o własnym losie. TEVKURD odrzuca przemoc wskazując jednocześnie, że władze Republiki Tureckiej, jak dotychczas nie znalazły, żadnego pozytywnego rozwiązania dla sprawy kurdyjskiej. Celem Ruchu jest doprowadzenie do zmian w konstytucji tureckiej, która w nowym kształcie uznałaby prawo do istnienia narodu kurdyjskiego, wraz z zamieszkałym przez ten naród terytorium – Kurdystanem – i z nadaniem językowi kurdyjskiemu statusu drugiego języka oficjalnego, a tym samym stworzenie wielostopniowego systemu edukacji w tym języku. W nowopowstałej rzeczywistości naród kurdyjski miałby szansę samodzielnie zadecydować o swej przyszłości. Dostrzegając wielość możliwych rozwiązań TEVKURD nie precyzuje czy nowy porządek miałby mieć kształt federacji, konfederacji, autonomii, czy też niepodległego państwa.

Najważniejsza działalność skupia się w chwili obecnej wokół budowy świadomego swej woli społeczeństwa obywatelskiego, obronie jego praw narodowych i socjalnych, oraz na kształtowaniu współpracy i porozumienia pomiędzy intelektualistami, reprezentującymi różne frakcje politykami (np. Partii Prawa HAK-PAR, czy Partii Demokratycznego Uczestnictwa KADEP) i organizacjami społecznymi. Urzeczywistnieniem tych wysiłków ma być w przyszłości stworzenie Narodowego Kongresu Kurdystanu.

TEVKURD występuje również w obronie innych mniejszości zamieszkujących Republikę Turecką (między innymi.: Czerkiesów, Asyryjczyków, czy Ormian), aktywnie odnosi się do wydarzeń mających miejsce w Kurdystanie irackim. TEVKURD reprezentuje wybrana na dorocznym kongresie powszechnym 35 osobowa Rada TEVKURD i wybrana spośród Rady 11 osobowa Komisja Wykonawcza.

Do ostatnich przedsięwzięć TEVKURD należy poświęcona problemowi Kerkuku konferencja, która ostatecznie została zabroniona przez tureckie władze, oraz szereg akcji sprzeciwu wobec agresji tureckich wojsk na terytorium Regionu Kurdystanu w Iraku (między innymi: deklaracje skierowane do opinii publicznej, odezwy prasowe i mityngi na ulicach kurdyjskich miast, konferencje).

IKE (kurd.: Însîyatîfên Kurd li Ewrûpayê) – Inicjatywa Kurdów w Europie – jest społeczno-polityczną organizacją reprezentującą kurdyjskie interesy w Europie. Jej członkami są zarówno politycy, jak i intelektualiści, artyści, czy robotnicy. IKE stara się przedstawić w Europie rzeczywistą sytuację i wysiłki Kurdów w Kurdystanie (i w Europie), zabiega o pomoc i ochronę dla ich praw, dba o zachowanie kurdyjskiej tożsamości narodowej w ojczyźnie i na emigracji. Przez długi czas działając w ramach Platformy Kurdyjskiej w Europie (PKE), Inicjatywa starała się o zaangażowanie w sprawę kurdyjską różnych ugrupowań politycznych w Parlamencie Europejskim. Dwa razy przygotowywała dla Unii Europejskiej raport dotyczący sprawy kurdyjskiej. Obecnie IKE za priorytetową uznaje pomoc i ochronę dla wysiłków demokratycznych w Kurdystanie.

Teksty zredagowane dla potrzeb panelu „Kurdowie miedzy Ankarą, PKK i Unią Europejską, organizowanego przez Fundację Znak i Wojewodzką Bibliotekę Publiczną, który odbył się 14.03 2008 w siedzibie WBP, materiały dostępne również na stronie www.tolerancja.pl

ATAKI NA TERYTORIUM KURDYSTANU TURECKIEGO

Nowy atak tureckiej armii na terytorium Kurdystanu irackiego.

Jak informują kurdyjskie media w nocy 25/26 kwietnia tureckie lotnictwo rozpoczęło zmasowany atak na terytorium Kurdystanu irackiego. Według agencji informacyjnej partii PUK kilka samolotów ostrzelało okolice miejscowości Nêrwe, Rêkan, Zêwe i Nihêl należące do okręgu Amêdiyê/Duhok. Agencja informacyjna okręgu Mêrgesorê informuje, że samoloty tureckie ostrzelały ten właśnie region, należący do okręgu Hawlêr (stolicy Kurdystanu irackiego). Bombardowaniu i ostrzałom podległ także region Sîdekanê należący również do okręgu Hawlêr. Na razie nie znane są jeszcze poniesione straty.

Tureckie media publikują natomiast oficjalne oświadczenie tureckiego sztabu, który utrzymuje, że celem ataku były jedynie bazy PKK/Kongra-Gel, znajdujące się w rejonie Zap i Avaşin-Basyan oraz Hakurk, w których przygotowywano działania wymierzone przeciw państwu tureckiemu. Tureckie samoloty miały powrócić bezpiecznie do baz w kraju (agencje kurdyjskie informują natomiast o śmierci trzech tureckich żołnierzy). Celem ataku, według zapewnień sztabu, nie była ludność cywilna, przewidziano bowiem „specjalne środki ostrożności, by negatywnie nie oddziałać na cywilów i miejscową ludność”.

Niełatwo jest jednakże europejskiemu obserwatorowi przyjąć bez zastrzeżeń, że przebywający w swym bezpiecznym sztabie generałowie, jak też nawet dokonujący ataku żołnierze obdarzeni są darem tak doskonałego widzenia, czy nawet rzec by można jasnowidztwa, by dostrzec rzeczywisty efekt oddziaływania zrzucanych przez siebie bomb i pocisków. Niesprecyzowane przez turecki sztab „środki ostrożności” nie są przecież równoznaczne z brakiem ofiar. Zwłaszcza, że informacje o zakresie nalotu tureckich samolotów, prezentowane przez obie strony, różnią się od siebie.

Źródła:

1 2

SACROFILM – FESTIWAL FILMOWY I DIALOG MIĘDZY KULTURAMI I RELIGIAMI

21 stycznia 2009 miałam okazję gościć na 14 edycji Festiwalu Filmu Religijnego Sacrofilm w Zamościu. Zostałam zaproszona do wygłoszenia krótkiego wprowadzenia do dwóch prezentowanych tam kurdyjskich filmów Półksiężyc Bahmana Qubadiego i kobiety z Góry Ararat w reżyserii Erwanna Brianda. Impreza ta po raz kolejny uświadomiła mi, że wartościowe spotkanie i działanie z pasją charakteryzuje dziś w Polsce bynajmniej nie tylko kulturalne metropolie, ale także, a może przede wszystkim mniejsze miejscowości.

Festiwal organizowany jest już od 14 lat, a jego głównymi kreatorami są Ks. Wiesław Mokrzycki i dyrektor kina Stylowy Andrzej Bubeła, zaś oficjalnymi organizatorami: kino „Stylowy”, parafia p.w. św. Antoniego w Dyniskach i Wyższa Szkoła Zarządzania i Administracji w Zamościu. Od kilku lat festiwalowi patronuje także Krzysztof Zanussi.

Idea spotkań filmowych w Zamościu przeszła przez lata małą ewolucję, wychodząc od zwykłego poszukiwania zainteresowania na ambitne kino, dążąc do umożliwienia spotkań z twórcami filmów, aż po rozwijanie dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego, dla których X muza rzeczywiście może być świetną okazją.

21 stycznia był tylko jednym z dni festiwalu i poświęcony był islamowi. Wczesnym popołudniem w Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji odbyło się spotkanie z muftim z Lublina, a Saudyjczykiem z pochodzenia Nedalem Abu Tabaqiem, który opowiadał o roli i miejscu kobiety w islamie. Warto podkreślić, że opowiadał z werwą i dowcipnie, posługując się dobrą polszczyzną, co nie przeszkodziło mi odrobinę się z muftim nie zgodzić. Gdyż mimo, iż wskazywał on, że w wielu miejscach w świecie islamu kobietom dobrze się nie dzieje, to jednak mówił, że sam o takim przypadku nie słyszał, a na moje pytanie co należałoby zrobić, by w imię islamu zła kobietom nie wyrządzano odparł, że trzeba skupić się na sobie i pracy nad swoim stosunkiem do tych spraw. Zgadzam się z tymi słowami bez zarzutu, świadoma jestem jak wielką rolę w rozdmuchiwaniu problemów „złego traktowania kobiet w islamie” odgrywają zachodnie media. Mam jednak małą wątpliwość: czy nasz intelektualny muzułmański świat w swym bezpiecznym europejskim przyczółku nie mógłby jednak nieco aktywniej zaangażować się w rozwiązywanie problemów kobiet i dociekanie z czego wynika ich dyskryminacja w krajach muzułmańskich, przecież nie tylko z biedy i niewiedzy? Potrzebna jest otwarta i zaangażowana dyskusja wielu środowisk muzułmańskich, docieranie tam gdzie światła jest najmniej (docieranie w świecie tak stechnicyzowanym nie jest już dziś bardzo trudne i nie poddaje się całkowitej kontroli bliskowschodnich reżimów)! Wyjściem nie będzie bynajmniej zamykanie się w swoim domku i ogródku nawet, jeśli dają one bezpieczny cień, schronienie i wolność myśli.

Wielką radość sprawił mi również fakt, że to właśnie filmy kurdyjskie miały reprezentować świat islamu. Zapewne wielu wyznawców, a i samych Kurdów skrzywiłoby się na tę myśl, z wielu różnych bardzo odmiennych powodów. Ale zabieg ten stał się tu nieoczekiwaną wartością, jaka szkoda, że nie dostrzeżoną przez arabskich braci, gości wcześniejszego spotkania, którzy na filmy kurdyjskie się już nie pokwapili….

Bardzo dobry okazał się również dobór filmów dokonany przez organizatorów. Półksiężyc pokazywał bowiem, jak W Imię Boga Miłosiernego i Litościwego można cierpliwie przeciwstawiać się złu i zakłamaniu otaczającego świata wykorzystując do tego celu nie karabin a muzykę (i film). Zaś Kobiety z Góry Ararat to film pokazujący tragedię kilku dziewczyn z oddziału PKK zagubionych w górach między światem wielkiej polityki i wynaturzonych ideologii, a zastygłym i sfrustrowanym światem tradycyjnym, w którym islam i cała rzesza innych obyczajów wymierzone zostają właśnie przeciwko kobietom.

Pozostaje mieć nadzieję, że organizatorzy pozostaną wierni swej pasji wytrwale kontynuując i rozbudowując ofertę festiwalu w tak urzekającym miasteczku, jakim jest Zamość…

Wiele dodatkowych informacji i cały program festiwalu na stronie.

KONFERENCJA MIĘDZYRELIGIJNA W STOLICY REGIONU KURDYSTANU W IRAKU

W stolicy Regionu Kurdystanu Hêwler (Arbil) w Iraku w połowie lutego miała miejsce konferencja poświęcona znaczeniu kazań i nauczania religii w budowaniu dialogu międzyreligijnego i pokoju w regionie, w której udział wzięli przedstawiciele duchowieństwa różnych wyznań: muzułmanie, chrześcijanie, jezydzi, a także kakaiści i mandejczycy.

W swoim przemówieniu adresowanym do zebranych gości premier rządu KR Nêçîrvan Barzanî wskazał, że duchowni, a w szczególności nauczyciele religii mają decydujące znaczenie w kształtowaniu stabilności i pokoju w regionie poprzez rozpowszechnianie idei braterstwa, wybaczenia, porozumienia i akceptacji. Te wartości są jego zdaniem niezbędne po to by zarówno Region Kurdystanu, jak i Irak mogły uporać się z trudnymi wyzwaniami, które przed nimi stoją.

Charakteryzując sytuację w Regionie Kurdystanu premier Barzanî wskazał na tradycję przeszłości, w której można odnaleźć świadectwo współpracy i współdziałania wielokulturowej społeczności Kurdystanu nawet w najtrudniejszych dla niej momentach. Jest to jego zdaniem dowodem na możliwość dalszego pomyślnego rozwoju KR, uporania się przez jego obywateli z takimi trudnymi problemami jak chociażby korupcja, brak odpowiedzialności i analfabetyzm. Dialog i współpraca duchowieństwa, przedstawicieli różnych wspólnot religijnych jest w tym kontekście niezbędnym warunkiem dalszego zachowania jedności i porozumienia.

Zdaniem Ministra Dobroczynności i Spraw Religii KR szecha Mohamada Ahmada Sajeda Szakli „należy podjąć praktyczne działania w celu wprowadzenia w życie polityki pokojowego współistnienia i rozpropagowania ducha tolerancji między religiami.” W nawiązaniu do tych słów ministerstwo zadeklarowało swoją pomoc, jak też chęć współpracy z przedstawicielami duchowieństwa. Konferencja była także, jak się wydaje próbą wsparcia idei owego wspólnego działania, co nie jest bez znaczenia dla procesu budowy w tym regionie świadomego swej roli społeczeństwa obywatelskiego, warunku jakiejkolwiek demokracji i dialogu. Pozostaje więc tylko mieć nadzieję, że wygłoszone w stolicy Kurdystanu piękne słowa i deklaracje znajdą rzeczywiście możliwość praktycznej i trwałej realizacji.

źródło

JĘZYK WART OCALENIA. CZYLI HISTORIA PEWNEGO ARTYKUŁU

W najnowszym numerze Tygodnika Powszechnego (nr. 49) ukazał się mój artykuł poświęcony sytuacji języka kurdyjskiego w Turcji. Słowo „mój” nie do końca pasuje jednak do określenia tego artykułu, gdyż dokonano w nim pewnych zmian i opublikowano bez konsultacji ze mną. Z tekstu pod zmienionym tytułem „Wstyd nie jest rzeczą złą” dowiedziałam się na przykład, że „język kurdyjski umiera”. Wycięto z niego również dość istotny ostatni akapit mówiący o wartości interesowania się kurdyjską kulturą, gdyż może ona w istocie okazać się nam bardzo bliska. Dokonano oprócz tego dokonano różnych jeszcze zmian kosmetycznych, które redakcja uznała zapewne za poprawianie języka „młodego i niedoświadczonego publicysty”.

Ponieważ jednak nie zgadzam się z ostatecznym przesłaniem „mojego” tekstu w Tygodniku, że język kurdyjski umiera (znawcom języka polskiego w Tygodniku Powszechnym zwracam uwagę, że użyta przeze mnie w tekście fraza „zamiera” znaczy trochę co innego), a sens uczenia się tego języka staram się przekazać co tydzień grupie moich dwudziestu „szalonych” uczniów w Kurdyjskim Centrum Informacji i Dokumentacji, dlatego postanowiłam opublikować mój tekst również w Internecie. Partyzancka ucieczka w dobrze znane mi góry Arabi.pl, tolerancji.pl, emiddle-east.com, czy Kurd.pl wydaje mi się bowiem w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem.

Język wart ocalenia

Gdyby pytanie o język kurdyjski postawić w Turcji kilkanaście lat temu konsekwencje mogłyby być poważne, a oficjalna odpowiedź jedna – taki język nie istnieje. Choć dziś sytuacja wygląda już odmiennie, nie znaczy to niestety, że ponad dwudziestomilionowa społeczność kurdyjska ma dziś w Turcji szansę uzyskać wsparcie dla rozwoju swego ojczystego języka i pięknej kultury, którą on reprezentuje.

Język turecki i kurdyjski należą do dwóch zupełnie odmiennych rodzin językowych, turecki to język z rodziny ałtajskiej, a kurdyjski należy do grupy północno zachodnich języków irańskich rodzinny indoeuropejskiej. Tym samym można powiedzieć, że struktura gramatyczna obu tych języków jest diametralnie różna. Natomiast ich zbiory leksykalne często na siebie zachodzą i to wcale nie tylko z powodu wzajemnych wpływów. Trzeba pamiętać, że w czasach poprzedzających powstanie na Bliskim Wschodzie państw narodowych region ten pod względem językowym ulegał silnym wpływom arabskiego i perskiego, ponadto był z istoty swej bardzo wieloteniczny i wielojęzykowy. Tym samym wiele słów uznawanych dziś w Turcji za tureckie, czy kurdyjskie ma zupełnie inny rodowód, pochodząc z języków arabskiego, perskiego, a nawet ormiańskiego, czy aramejskiego.

Dawny mieszkaniec Bliskiego Wschodu, zwłaszcza jeśli był podróżującym kupcem znał zazwyczaj kilka języków. Ich istnienie nie było przez nikogo kwestionowane, choć bez wątpienia istniały języki powszechnie uznane za ważne (np. arabski – język Koranu) i mniej ważne (turecki, czy kurdyjski). Dopiero powstanie państw narodowych i triumf nacjonalizmów doprowadził do absolutyzacji wartości pewnych języków przy jednoczesnym kwestionowaniu istnienia innych.

Na fali tych przemian w Turcji na piedestał został wyniesiony język turecki, natomiast dominujący na wschodzie kraju język kurdyjski został uznany za nieistniejący lub w najlepszym razie za jeden z dialektów języka tureckiego. Do dziś turecka konstytucja uznaje za język ojczysty obywateli jedynie turecki. Od 1991 roku pozwolono natomiast na publikacje w „języku nietureckim”, pod którym należy się domyślać innych języków ojczystych mieszkańców Republiki Tureckiej: jak na przykład kurdyjskiego, ormiańskiego, czy arabskiego.

Język kurdyjski dzieli się na kilka dialektów, z których dwa kurmandżi i sorani mają dziś status języka literackiego. Zapisywany alfabetem arabskim sorani używany jest w Kurdystanie irackim (w dzisiejszym Iraku kurdyjski jest uznany za drugi język oficjalny) i w Kurdystanie irańskim. Dialektem kurmandżi mówi się natomiast we wszystkich częściach Kurdystanu. W Turcji i Syrii język ten zapisywany jest alfabetem łacińskim, w Iranie i Iraku arabskim, a w krajach byłego ZSRR, dokąd niegdyś wyemigrowało wielu Kurdów – używano cyrylicy.

W 2005 roku Europę obiegła informacja, że Turcja wreszcie zezwoliła na otwarcie szkół z językiem kurdyjskim. W rzeczywistości jednak pozwolono jedynie na działanie kursów tego języka, które istotnie rozpoczęto w kilku miastach. Dziś jednak większość kursów już nie istnieje. Wyjaśnienie przyczyn tego stanu rzeczy nie jest wcale takie proste i jednoznaczne jakby się zdawało.

Oficjalne zezwolenie nie zawsze jest w Turcji tożsame z jego praktyczną realizacją. W wielu wypadkach machina biurokratyczna wykazała się szczególną gorliwością w tworzeniu Kurdom najrozmaitszych, nieraz bardzo absurdalnych przeszkód. Ale przyczyna nieskorzystania przez Kurdów z „łaski” prawa do kursów języka ojczystego nie leży jak się zdaje jedynie po stronie tureckiej stanowiąc dziś w Kurdystanie złożony problem nie tylko polityczny, ale również społeczny i psychologiczny.

Kursy języka kurdyjskiego zostały zamknięte – o ironio – z braku chętnych.

W kurdyjskim miasteczku Batman na otwarcie kursu przyszło wprawdzie 20 tysięcy ludzi, ale po dwóch latach dyplomy ukończenia nauki wydano tylko 250 osobom. Zdaniem nauczyciela języka kurdyjskiego Aydına Üneşi podstawowym problemem jest fakt, że Kurdowie nie mówią w swoim ojczystym języku, jakby się go wstydzili, lub jakby o jego istnieniu stopniowo zapominali. Dlaczego tak się dzieje?

Przede wszystkim warto przypomnieć, że przez lata państwo tureckie prowadziło agresywną politykę wynaradawiania, zakazując użycia języka „innego niż turecki” nawet w rozmowach prywatnych. Nie pozostało to bez wpływu na życie ludzi, ale paradoksalnie być może okazana przez państwo opresja była również źródłem buntu i chęci zachowania własnej tożsamości.
W warunkach zaistniałej od kilku lat odwilży język kurdyjski powrócił wprawdzie do przestrzeni ulicy, słychać go nie tylko w miastach Kurdystanu, ale i na zachodzie, ale motywacja jego użycia jakby trochę wygasła.

Lata edukacji w języku tureckim, której podlega już w tej chwili trzecie pokolenie, a także wpływ wszędobylskiej telewizji doprowadziły do tego, że język ten na dobre wprowadził się do domów, stopniowo, mimowolnie i niepostrzeżenie wypierając język kurdyjski, którego ostoją były najczęściej nie znające języka tureckiego, bo nie wyedukowane w szkołach matki. Niestety, prowadzona w ostatnich latach walka z analfabetyzmem kobiet, niezależnie od tego czy podejmowana w dobrej wierze, czy w imię utajonej asymilacji, skutkuje postępującą turkizacją kurdyjskiej społeczności. Wiele rodziców świadomie rozmawia z dziećmi w języku tureckim tłumacząc, że czyni to aby było im łatwiej w szkole. Trudno więc wymagać aby dzieci, które język kurdyjski słyszą jedynie od matki lub ojca, a poza tym wydane są na budzące pokusę tureckojęzyczne bodźce świata zewnętrznego, czuły potrzebę mówienia we własnym języku. Zdaniem Aydına Üneşi, nie używany by wyrazić własne uczucia, fascynacje i duchowe potrzeby język kurdyjski zamiera, stając się narzędziem zupełnie mechanicznym
i obcym.

Dzieci, które obstępują mnie łapczywie na jednej z uliczek ze zdziwieniem i radością przyjmują fakt, że mówię w ich języku. Ale kiedy pokonawszy pierwszą nieśmiałość pragną podzielić się ze mną tym co najbardziej je intryguje i zachwyca śpiewają mi najnowszy hit tureckiej listy przebojów, który podbija ich serca swą dynamicznością, barwnością i przede wszystkim powszechną dostępnością.

– Na kursie kurdyjskiego nikt nie nauczy się swojego ojczystego języka – mówi ze smutkiem Aydın – ludzie dowiedzą się wprawdzie, że język ten, podobnie jak turecki, posiada jakąś swoją gramatykę i reguły, ale czy kurs zdoła przekazać im informację o jego pięknie i wartości. Kurdyjski nigdy nie był jedynie narzędziem porozumiewania się pasterzy i bazaru, ale także siłą poetów i pisarzy. Potrzebna jest wiedza o własnej kulturze, która stworzyła wybitne, choć zapomniane lub nieznane już dziś dzieła. Jedyną szansą dla kurdyjskiego jest uczynienie go narzędziem edukacji od szkoły podstawowej aż po wyższą, tylko wtedy będzie on mógł stać się językiem pełnowartościowej komunikacji i kontaktu. Nie odrzucamy kursów, ale ich istnienie jest po prostu niewystarczające.

Aydın jest drobnym, nieśmiałym i jąkającym się człowiekiem, ale jego pełna pasji opowieść o budzeniu zainteresowania nauką języka kurdyjskiego nawet wśród tureckich policjantów jest dowodem odwagi i poświęcenia. Poświęcenie to polega na trwałym codziennym wysiłku i wyszukiwaniu sensu w rzeczywistości bez sensu i często bez nadziei. Ale Aydın i wiele podobnych do niego „szaleńców” nie traci wiary w sens swojej pracy, którą kontynuuje na własną rękę.

– Kiedyś, gdy język kurdyjski był zakazany – opowiada mi na zakończenie naszej rozmowy – zdarzało się, że Kurdowie przyjeżdżali do Ankary i niepoprawnym tureckim z zapamiętaniem powtarzali, że nie są Kurdami i że nie mówią po kurdyjsku. Wstydzili się własnego języka. Dziś zaś wstydzą się, że go nie znają. Ten wstyd jest lepszy od tamtego. A wstyd nie jest przecież rzeczą złą. Nasza sytuacja nie jest łatwa, ale pozostaje odrobinę nadziei.

Nadzieję spotykam też w Doğubayazıt pod Araratem. Wśród grona tureckich nauczycieli, przysłanych na wschód z zachodniej części kraju by uczyć kurdyjskie dzieci odkrywam Havę. Nie znający kurdyjskiego nauczyciel z zachodu Turcji to jeden z lepszych sposobów na przyspieszoną asymilację dzieci. Ale Hava jest inna, nie ma przeświadczenia o absolutnej słuszności swego zadania.

– Przyjechałam by uczyć dzieci tureckiego – mówi nieśmiało – a one w zamian będą uczyły mnie kurdyjskiego – dodaje z uśmiechem – moi rodzice też są Kurdami, których przodkowie dawno temu wyemigrowali na zachód Turcji.

Nadzieję stanowi też dla Kurdów istnienie autonomicznego Regionu Kurdystanu w Iraku, w którym kurdyjski jest od wielu lat językiem sfery publicznej i edukacji. Dziś wielu Kurdów z Kurdystanu tureckiego zamiast do Stambułu emigruje na południe, by zdobyć tam wykształcenie i pracę.

W Doğubayazıt odwiedzam mauzoleum kurdyjskiego poety Ehmede Chaniego (1651-1708). Na wielkiej tablicy napisano tam w języku tureckim pochwalny tekst na temat wybitnego myśliciela, duchownego i poety, ale w żadnym miejscu nie podano, w jakim języku napisał on swoje dzieła. Przecież wcale nie po turecku, jak mógłby wywnioskować ktoś niewtajemniczony.

Treść tego tekstu odzwierciedla dwoistość, by nie rzec dwulicowość Republiki Tureckiej. Nikt przecież nie zaprzeczy, że mauzoleum Ehmede Chaniego w Turcji istnieje, podobnie jak nikt nie może zaprzeczyć, że tureckie władze zezwoliły na kursy „języka nietureckiego”, ale to przecież sami Kurdowie przestali na nie uczęszczać. Najwidoczniej po prostu nie interesuje ich coś takiego jak język i kultura, ale czegóż można oczekiwać od tych zacofanych górali i terrorystów…

Ehmede Chani, we wstępie do swego wielkiego dzieła Mam i Zin, wyjaśniając genezę utworu, pisał:

Uczyniłem to wszystko ażeby Kurdowie nie byli pokrzywdzeni w miłości

Nie byli pozbawieni rzeczywistości i marzenia.

Pozostawiając daleki Kurdystan Kurdom, Turkom i innym jego mieszkańcom, może warto, niejako na przekór, otworzyć podwoje europejskich salonów dla kurdyjskiego słowa, cierpliwego, pełnego smutku i radości, poruszającego i przecież w istocie tak bardzo nam bliskiego.

PETYCJA KURDÓW Z TURCJI

Do Unii Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, europejskiej opinii publicznej i Parlamentu Tureckiego (1)

Jestem Kurdem, proszę o należne mi prawa (24 marzec 2005 Dijarbakyr)

My niżej podpisani, zwracamy się do Parlamentu Europejskiego, Rady Europy, rządów i parlamentów państw członkowskich, jak również Parlamentu Tureckiego. Chcemy zwrócić uwagę Europy i światowej opinii publicznej na los ponad 20 milionów Kurdów pozbawionych godności, praw i możliwości sprawiedliwego procesu.

Jest naturalnym, ludzkim i legalnym prawem, pragnienie Kurdów do życia w Turcji z dala od ucisku i strachu, w poczuciu wolności i bezpieczeństwa jako naród szanowany i traktowany na równi z tureckim. Dlatego żądamy by:

Polityczny i administracyjny porządek Turcji został przekształcony w system większościowy i federacyjny w oparciu o równe prawa dwóch narodów, oraz wzajemny szacunek i zaufanie. Jest to również wymóg prawa międzynarodowego.

W związku z powyższym:

Należy stworzyć wolną od rozwiązań siłowych atmosferę sprzyjającą całkowitej i nieograniczonej możliwości wyrażania myśli i poglądów oraz tworzenia organizacji. Sytuacja taka powinna znaleźć swoje odzwierciedlenie w zabezpieczeniach ustawowych.

Nowa konstytucja, która powstała by w warunkach wolności i w formie dodatkowych artykułów powinna gwarantować narodowi kurdyjskiemu: istnienie, narodowe i demokratyczne prawa oraz pomyślny rozwój na ziemiach ojczystych.

Ustawowo powinny zostać zagwarantowane prawa Kurdów do zrzeszania się i tworzenia partii politycznych, stowarzyszeń, fundacji, związków zawodowych, klubów i organizacji zawodowych w ramach kurdyjskiej przynależności narodowej i o nazwach w języku kurdyjskim. Należy znieść prawne i praktyczne przeszkody uniemożliwiające czynne użycie języka kurdyjskiego.

Język kurdyjski na równi z językiem tureckim powinien uzyskać status języka oficjalnego, a kurdyjskie radio i telewizja możliwość niczym nieograniczonego dostępu do przestrzeni medialnej. Na terenach zamieszkałych przez większość kurdyjską należy stworzyć system edukacji – od poziomu podstawowego po wyższy – z wykładowym językiem kurdyjskim, zaś na pozostałym obszarze Kurdowie powinni mieć możliwość wyboru języka, w jakim prowadzone będą zajęcia.

Konieczne jest przywrócenie kurdyjskich nazw geograficznych (gór, rzek, dolin, jezior, itp.) i nazw miejscowości.

Niezbędne jest wprowadzenie powszechnej amnestii politycznej po to, by zaufanie, pokój i sprawiedliwość mogły na powrót stać się powszechną wartością.

Należy niezwłocznie umożliwić powrót do domów milionom naszych rodaków, którzy zostali pod przymusem wysiedleni, a spalonym, zburzonym i wyludnionym w niedawnej przeszłości miejscowościom zagwarantować odbudowę i ponowne ożywienie gospodarcze. Przygotowany na tę okoliczność plan działania, aby mógł przynieść stabilizację, powinien przewidywać zadośćuczynienie za poniesione straty, normalizację warunków życia z zapewnieniem podstawowych usług, w tym edukacji i opieki medycznej.

Nie należy zapominać, że jednym z wielu warunków w negocjacjach dotyczących przystąpienia Turcji do UE jest również zapewnienie Kurdom praw narodowych i demokratycznych. W związku z tym na Unii Europejskiej ciąży polityczna, prawna i etyczna odpowiedzialność. Rozwiązanie problemu kurdyjskiego w oparciu o jednakowe, równoprawne i sprawiedliwe potraktowanie nie może wciąż podlegać odroczeniu.

(1) Petycja powstała z inicjatywy kurdyjskiej inteligencji, której wielu przedstawicieli się pod nią podpisało. Kampanie podpisów rozpoczęto zarówno w Diyarbakir jak i przez Internecie. Turecki tekst petycji jest dostępny na stronie http://www.petitionoline.com/kurd/petition.html, opublikowało ją także wychodzące w Turcji kurdyjskie czasopismo Serbesti, nr. 20, Marzec-Kwiecień, 2005, tłum. z tureckiego. J. Bocheńska

Teksty zredagowane dla potrzeb panelu „Kurdowie miedzy Ankarą, PKK i Unią Europejską, organizowanego przez Fundację Znak i Wojewodzką Bibliotekę Publiczną, który odbył się 14.03 2008 w siedzibie WBP, materiały dostępne również na stronie www.tolerancja.pl

KOMPROMIS TURCJA-PKK?

Do bezprecedensowego wydarzenia doszło w ostatnich dniach w Turcji w ramach prób rozwiązania konfliktu turecko – kurdyjskiego. Partyzanci z ugrupowania PKK, z obozu na górze Qandîl i z obozu Mahmur w liczbie 34 osób zeszli z gór i przekraczając granicę iracko-turecką nieopodal miejscowości Şırnak oddali się w ręce tureckiego wymiaru sprawiedliwości, by w ciągu kilkunastu godzin zostać wypuszczonymi na wolność. Turecki rząd szacuje, że w najbliższym czasie z gór zejdzie dalszych 150 osób.

Tureckie władze, jak również siedzący w więzieniu przywódca kurdyjskich partyzantów Abdullah Öcalan w początkach października wystosowali do PKK apel o powrót „na łono ojczyzny”. Turcja za podstawę swego działania przyjęła artykuł 221 Tureckiego Kodeksu Karnego, tzw. artykuł „skruchy za popełnione czyny” . Tymczasem grupa 34 kurdyjskich partyzantów nie chciała się zgodzić na taką interpretację swego powrotu, co wywołało początkowo niemały kryzys. Sędzia ugodowo oświadczył jednak, że zwróci się do parlamentu o zmianę zapisu! Ponadto partyzantom nie nakazano podpisania żadnego wyrażającego skruchę oświadczenia.

Kontrowersje pojawiły się jednak jeszcze w momencie wyrażania motywacji „powrotu na łono ojczyzny”. 26 osób z obozu Mahmur (miejsce to ma w mniejszym stopniu niż góra Qandîl charakter militarny, jest raczej rodzajem obozu dla ludzi wywodzących się z PKK, w którym działają nawet szkoły) na pytania tureckiego wymiaru sprawiedliwości oświadczyło, że „ kiedy zostali zmuszeni do opuszczenia przygranicznych wiosek udali się do północnego Iraku, nie mają związków z organizacją PKK”. Natomiast grupa 8 osób z góry Qandîl zadeklarowała, że „przybyli by dzięki demokratycznemu otwarciu się Turcji wspomóc proces pokojowy”, podkreślili jednak, że przybyli na wezwanie Abdullaha Öcalana. Fakt, że 5 osób z tej grupy oświadczyło, że przybyło na wezwanie lidera, wywołał napięcie, gdyż sformułowanie takie, nie będące zrzeczeniem się lojalności wobec organizacji uznanej przez Turcję za nielegalną i terrorystyczną, godziło zdaniem sędziów w konstytucyjne zapisy. W końcu jednak, między innymi dzięki interwencji Ahmeta Türka lidera prokurdyjskiej partii DTP, uzgodniono, że w oświadczeniu partyzantów pojawi się imię „Abdullaha Öcalana”, ale już nie słowo „lider”. Trudno jednak uznać słowa partyzantów za „wyznanie skruchy”, czy „zrzeczenie się lojalności” wobec PKK.

Wydaje się natomiast, że strona turecka poszła na dość daleko idące ustępstwa. Partyzanci mimo, że bez broni byli odziani w stroje wojskowe, a po ich wypuszczeniu na wolność udali się na wiec, gdzie tysiące ludzi wiwatowało na ich cześć, zasypując kwiatami i wznosząc okrzyki „Niech żyją guerilla!”, „PKK to naród i naród jest tutaj!”, co wkrótce przekazały w świat środki masowego przekazu. Autobus partii DTP wiozący niedawnych guerila pokonał wśród wiwatującego tłumu drogę z Şırnak, przez Cizirę, Nusaybin, Kızıltepe, Çınar aż do Diyarbakir – największego miasta rejonu (wg Kurdów stolicy Kurdystanu).

Premier Recep Tayıp Erdoğan obok powtórnego wezwania do powrotu innych ludzi pozostających jeszcze w górach, poza granicą ojczyzny, ostrzegł, aby nie wykorzystywać tego wydarzenia politycznie, nie doprowadzić do żadnych prowokacji, gdyż moment ten jest początkiem procesu pokojowego, który ma doprowadzić do „pojednania narodu”. Wydaje się zatem, że zmierza on do oficjalnego przedefiniowania terminu „naród”, tak aby znaczył on nie tyle „naród turecki”, lecz „naród Turcji”. Nie jest to wizja, która mogłaby Kurdów w dalszej perspektywie usatysfakcjonować, niemniej jest niezwykle ważnym krokiem naprzód, krytykowanym zresztą zażarcie przez opozycję (partie CHP i MHP).

Na uwagę zasługuje jednak sposób dokonania owego „zejścia z gór”. Nie jest on zjawiskiem całkiem nowym, gdyż o taki powrót apelował już Öcalan w 1999 roku ze swego więzienia. Wtedy jednak partyzantów zmuszono do podpisania „wyrazów skruchy”. Tym razem pozwolono, by niedawni reprezentanci nielegalnej organizacji zostali potraktowani przez społeczność kurdyjską jak bohaterowie. Było to posunięcie odważne, ale i ryzykowne, gdyż druga część kraju, wciąż uważa ich za terrorystów. Obrazy pokazujące wiwatujący kurdyjski tłum otaczający zwartym kołem jadący autobus i stojących na jego dachu „guerilla” muszą być dla wielu tureckich obywateli szokiem, który niekoniecznie musi zostać złagodzony perspektywą „pojednania narodu”. Kadry te ni mniej ni więcej ujawniły istnienie w Turcji „dwóch narodów”, a ich pojednanie warunkowane jest dalszym pozytywnym „dogadaniem się” w odniesieniu do wielu spornych kwestii.

Prawdopodobnie za działaniami tureckiego rządu stoi również mocne poparcie Stanów Zjednoczonych, które wyraziły swoją solidarność dla pokojowego rozwiązania kwestii kurdyjskiej przy zachowaniu niepodzielności Turcji. Posunięcie rządu było bez wątpienia ryzykowne i nie w każdych okolicznościach można się było na nie zdecydować lekceważąc protesty opozycji i obecność armii. Obok podpisanego niedawno w Zurychu porozumienia turecko-ormiańskiego, wydarzenie to można nazwać kolejnym przełomem w tureckiej polityce. Każdy przełom wymaga jednak dalszego zaangażowania i poświęceń, co podkreślał między innymi w przemowie do „narodu kurdyjskiego” lider partii DTP Ahmed Türk. Miejmy nadzieję, że kolejne miesiące i lata pokażą, że zejście z gór 34 kurdyjskich guerilla nie było pojedynczym zdarzeniem, ale konsekwentnym krokiem do zbudowania trwałego porozumienia.

Źródła: 1 2 3

CO O SOBIE NAWZAJEM SĄDZĄ TURCY I KURDOWIE?

Jedna z sondażowych agencji w Turcji, firma Pollmark przeprowadziła niedawno ciekawą i dość wyczerpującą ankietę zatytułowaną Rozumienie problemu kurdyjskiego, na temat relacji łączących Kurdów i Turków. Pod uwagę wzięto związki rodzinne, przyjacielskie i relacje w pracy, badając jednocześnie opinię jednych o drugich.

Badanie przeprowadzono w pierwszej połowie sierpnia 2009, obejmując nim 601 dzielnic i wsi i blisko 10,577 ludzi. Zgodnie z wynikiem badania co trzeci Turek i co trzeci Kurd ma wśród swoich krewnych Kurda lub odpowiednio- Turka. Co ciekawe blisko 70% kurdyjskich respondentów odrzuciło stwierdzenie, że Kurdowie domagają się odrębnego państwa, opinie taką wyznaje natomiast 71,3 % respondentów tureckich. Dodajmy tytułem komentarza, że choć wielu Kurdów może nie chcieć otwarcie zadeklarować woli utworzenia odrębnego państwa (zwłaszcza w Turcji, gdzie do tej pory podobne deklaracje spotykały się z poważnymi konsekwencjami), to jednak nie brak im zwykłego pragmatyzmu, który nakazuje domagać się rzeczy osiągalnych. Natomiast ilość respondentów tureckich, którzy uważają, że Kurdowie domagają się własnego państwa wskazuje raczej na wpływ wieloletniej państwowej propagandy, która tym właśnie obywateli straszyła uzasadniając konieczność prowadzenia militarnych działań na wschodzie kraju.

Wyniki ankiety

kurd_ankieta
Żadna z grup ankietowanych samodzielnie nie uznała za najważniejszy problem Turcji problemu kurdyjskiego, na miejscu pierwszym znalazło się bezrobocie. W opinii Kurdów problem kurdyjski znalazł się natomiast już na drugim (36,7%), zaś w opinii tureckiej na trzecim miejscu (12,3%) pod względem ważności. W pytaniu odwróconym tzn. czy problem kurdyjski jest najważniejszym problemem Turcji odpowiedzi pozytywnej udzieliło już jednak 51,2% Turków i 75,8% Kurdów. Na pytanie dotyczące poczucia przynależności i wspólnego obywatelstwa w państwie o nazwie Republika Turecka, za bardzo ważną uznała obywatelstwo tureckie większość Turków 90,9% i tylko 62,8% Kurdów.

Jako główną przyczynę problemu kurdyjskiego w Turcji, Turcy wskazali powody socjo-ekonomiczne, natomiast Kurdowie różnice zdań między jej mieszkańcami. 19,6 % ankietowanych Turków nie uważa kwestii kurdyjskiej za istotną, a 14,5% wskazuje jako przyczynę konfliktu terroryzm PKK. W ocenie Kurdów przyczyną problemu jest polityka państwa 18,2%, zaś 3,3% ankietowanych uważa że winne jest PKK. 7,4% Turków i 10,9% Kurdów wskazuje również jako przyczynę nacjonalizm kurdyjski. Warto na marginesie dodać, że w opinii wielu Kurdów, kurdyjskich działaczy i intelektualistów nacjonalizm kurdyjski nie jest czymś złym, sprzyja bowiem obronie zagrożonych narodowych interesów, utożsamiany bywa z kurdyjskimi partiami w Iraku, nie zawsze zaś z PKK, która jak wiadomo wyznawała ideologię marksistowską.

Zarówno Turcy(70%), jak i Kurdowie(75%) uznali, że metody walki z terrorem prowadzone przez Republikę Turecką w ciągu ostatnich 25 lat były nieskuteczne. Za skuteczne uznało je 21,9% respondentów tureckich i 14,8 % kurdyjskich. Na pytanie czy armia może rozwiązać problem kurdyjski metodami wojskowymi „tak” odpowiedziało 40,1 % Turków i 16,1% Kurdów, natomiast „nie” 51,7% Turków i 75,3% Kurdów. Zdaniem 50,7% Kurdów i 39,4% Turków kwestia kurdyjska powinna zostać rozwiązana w tureckim parlamencie (miejsce to zostało w ten sposób przez obie grupy uznane za najlepsze dla rozwiązania tego problemu).

Na pytania dotyczące cofnięcia zakazów i uznania istnienia narodu kurdyjskiego przez konstytucję Republiki Tureckiej pojawiły się natomiast dość znaczne różnice zdań. Za cofnięciem zakazów użycia języka kurdyjskiego (w dzisiejszej Turcji chodzi przede wszystkim o uczynienie go językiem edukacji) było 78,2% Kurdów i tylko 37,2% Turków (przy sprzeciwie 52,1%). Natomiast uznanie istnienia Kurdów przez konstytucję odrzuciła znaczna większość respondentów tureckich 73,9%, za było jedynie 15,5%. Wśród respondentów kurdyjskich „tak” odpowiedziało 67,3%, zaś „nie” 22,1% ankietowanych.

Ankieta daje bez wątpienia dość ciekawe wyniki, jej wiarygodność podlega jednak kilku znakom zapytania. Przede wszystkim nie sprecyzowano tu wyraźnie, jakie kryterium wyboru przyjęto dla określenia respondentów jako „Turków” i „Kurdów”. Czy była to tylko deklaracja uczestników ankiety, czy też jakieś dane statystyczne? Badanie ma jednak tą niezaprzeczalną wartość, że należy do jednego z pierwszych. Do tej pory tego typu pytania w kwestionariuszu mogłyby stać się podstawą do wytoczenia procesu o chęć zagrożenia „niepodzielności Republiki Tureckiej”. Być może są one furtką dla prowadzenia poważniejszych socjologicznych badań dotyczących tożsamości mieszkańców Turcji i Kurdystanu.

Wyniki ankiety opublikowane zostały na Portalu NETKURD:

WYBORY W REGIONIE KURDYSTANU W IRAKU

W Regionie Kurdystanu w Iraku odbyły się wybory parlamentarne w tym pierwsze bezpośrednie wybory na prezydenta KR w historii. Dużym osiągnięciem była niewątpliwie wysoka frekwencja, a także pokojowa atmosfera, w jakiej wybory udało się przeprowadzić.

W sobotę 25 lipca w Regionie Kurdystanu w Iraku odbyły się wybory parlamentarne (do parlamentu Regionu Kurdystanu –111 miejsc), oraz pierwsze w historii bezpośrednie wybory na prezydenta Regionu. Jak można się było spodziewać sukces odniósł w nich urzędujący prezydent Messud Barzani.

Rezultaty wyborów, choć jeszcze nie oficjalne wskazują na sukces sojuszu dwóch głównych partii KDP (Demokratyczna Partia Kurdystanu Messuda Barzaniego) i PUK (Unia Patriotyczna Kurdystanu Dżelala Talabaniego, obecnego prezydenta Iraku), które uzyskały 61% głosów i odpowiednio około 61 miejsc w parlamencie. Warto przypomnieć, że mimo iż w przeszłości obie partie dzieliła walka o władzę, to po upadku reżimu Saddama Husajna oba ugrupowania zdołały zjednoczyć siły na rzecz odbudowy KR, co patrząc z perspektywy kilku lat wspólnych rządów całkiem nieźle się im udało.

Na sojusz obu partii można jednak popatrzyć również z perspektywy woli utrzymania monopolu władzy i wpływów, gdyż opozycja była jak dotychczas słabo zauważalna.

Po sobotnich wyborach ta sytuacja może się odrobinę zmienić, gdyż 25 % głosów otrzymała nowopowstała Partia Zmian, odbierając część elektoratu zwłaszcza partii PUK.

Partia islamska z wynikiem 12% otrzyma prawdopodobnie 9 miejsc w parlamencie. Stała liczba miejsc przewidziana jest także dla Asyryjczyków trzech różnych obrządków chrześcijańskich (5), Turkmenów (5) oraz dla Ormian (1).

Wyborom w Kurdystanie irackim przypatrywała się misja ONZ chwaląc wysoką frekwencję (w mieście Duhok sięgnęła ona nawet 85%), pokojowe i sprawne przeprowadzenie głosowania (wymagało to jednak wielu ograniczeń życia publicznego). Wskazano również na konieczność cierpliwego rozpatrzenia wszystkich spływających skarg. Do drobnych incydentów doszło jednak 26 i 27 lipca w Hawlerze (Erbilu) po wstępnym ogłoszeniu wyników wyborów przed siedzibą partii islamskich.

Finalne liczenie głosów odbywa się w Bagdadzie, ostateczne wyniki wyborów powinny być znane w ciągu kilku najbliższych dni. Wyborom w Regionie Kurdystanu przyglądało się wielu irackich i zagranicznych obserwatorów, akredytacje wydano blisko 30 zagranicznym mediom.

Do najtrudniejszych kwestii stojących przed kolejną kadencją parlamentu i prezydentem będą należały bez wątpienia sprawa Kirkuku, a także wsparcie rozwoju instytucji obywatelskich, gdyż bez nich młoda kurdyjska demokracja może jeszcze szybciej podryfować w stronę systemu władzy sprawowanego przez miejscowych oligarchów (największe rody). Już dziś daje się wyraźnie zauważyć pogłębiający się podział zwłaszcza między miastem i prowincją, a mający miejsce w Kurdystanie irackim boom gospodarczy nie jest wcale tożsamy z wyrównywaniem różnic społecznych i szans rozwoju.

KURDYJSKA SZKATUŁKA W SZWECJI

Kilka dni kwietnia udało mi się spędzić wśród Kurdów mieszkających na emigracji w Szwecji. Przyjechałam na zaproszenie organizacji Inicjatywa Kurdów w Europie (oddział szwedzki). Dzięki zaproszeniu i świetnie zorganizowanemu pobytowi miałam okazję spotkać się z kurdyjskimi pisarzami i intelektualistami, próbującymi kreować na obczyźnie życie literackie i kulturalne, miedzy innymi pisarzami Firatem Cewerîm, Hesenê Metê i Suleymanem Demirem oraz poetą Rojenem Barnasem. Wszyscy pochodzą z Kurdystanu tureckiego i dziś większość ich utworów wychodzi również w Turcji zarówno w oryginale, jak i w znacznie większym nakładzie w przekładach na język turecki.

Szwecja była jednym z tych krajów, które zadbały o możliwość integracji, a nie asymilacji przybyszy umożliwiając im rozwój własnej kultury i języka. Dla Kurdów możliwość taka była bez wątpienia czymś wyjątkowym, bo w przeciwieństwie do emigrujących Turków, ich ojczyzna nie mogła im w tym czasie zapewnić edukacji w języku ojczystym. W Szwecji powstały pierwsze podręczniki do języka kurdyjskiego, tłumaczenia ze szwedzkiego na kurdyjski obcojęzycznej literatury (co przyczyniło się w niemałym stopniu do rozwoju literatury własnej). Dziś powstaje tu również całkiem sporo przekładów literatury dziecięcej, funkcjonują kurdyjskie kółka teatralne dla dzieci, kurdyjskie zespoły muzyczne. Założona przez zmarłego w 2007 roku Nedima Dağdevirena przy współpracy kilku zagranicznych ośrodków Biblioteka Kurdyjska zdołała przez kilka lat zgromadzić spore zasoby literatury w języku kurdyjskim i tej poświęconej Kurdom powstałej w różnych językach. Dzięki aktywności i wyobraźni Nedima udało się też stworzyć ważny ośrodek życia kulturalnego organizujący wystawy, wieczory poetyckie oraz różnego rodzaju spotkania.

Ale styczność z kurdyjską emigracją to również doświadczenie zupełnie innego rodzaju, a mianowicie szczególnej szkatułkowości świata. Przestrzeń, w której funkcjonowałam przez kilka dni nie była Szwecją, a raczej czymś, co można by z przymrużeniem oka nazwać „szwedzką częścią Kurdystanu”. Kurdyjska muzyka, kurdyjski język, w każdym domu kurdyjska telewizja i kurdyjskie jedzenie. Zwłaszcza ten ostatni element budził moje szczególne uznanie, gdyż mimo świadomości istnienia sklepów z rodzimymi produktami nie podejrzewałam, że nawet „zjadalną rzeczywistość” można na obczyźnie odtworzyć z taką pieczołowitością i dbałością o szczegół. Szwecja, która przesuwała się za oknem samochodu w ledwie budzącej się do życia wiosennej aurze, wraz ze swymi bujnymi lasami i jeziorami była jak gdyby dodatkiem do całej dekoracji, zewnętrznym opakowaniem mieszczącym w sobie całkiem inny świat. Co więcej nie jest to świat, który byłby dla Szwedów szczególnie wart poznania i zainteresowania, mimo możliwości kontaktu kulturowego nie ma wśród nich zbyt wielu władających językiem kurdyjskim.

Dla jednych być może istnienie na obczyźnie odtworzonego jak w muzeum Kurdystanu wyda się czymś niezwykle sztucznym i nienaturalnym. Mnie jednak wydaje się, że Europa stała się właśnie systemem wielokulturowych szkatułek, w którym mieszczą się kolejne „inne przestrzenie”. Świat wyrosłych na obczyźnie dzieci emigrantów jest bowiem jeszcze innym fragmentem rzeczywistości, nie jest już Kurdystanem, ale też jeszcze nie Szwecją, a być może kolejną szkatułką odmienności otwierającą się w ramach przestrzeni większych od siebie. Pytanie o przyszłość takiego tworu jest jak najbardziej uzasadnione. Szkatułka niczym puszka Pandory może być bez wątpienia przyczyną konfliktów i szczególnego rodzaju schizofrenii istnienia całych narodów, albo wręcz przeciwnie źródłem bogactwa i wartości. Oba warianty są jednakowo prawdopodobne, lecz koniecznym warunkiem drugiego jest wysiłek na rzecz budowania porozumienia i wiara w jego możliwość, a innymi słowy ciągła wspólna aktywność i otwarcie.

MIĘDZY CIEMNOŚCIĄ I ŚWIATŁEM. O KURDYJSKIEJ TOŻSAMOŚCI I LITERATURZE

ImageSzanowni Państwo, z wielką przyjemnością pozwalam sobie zaprezentować książkę Pani Joanny Bocheńskiej pt. ” Między ciemnością i światłem. O kurdyjskiej tożsamości i literaturze”, jest to praca unikalna i jedyna w swoim rodzaju dająca czytelnikowi możliwość dogłębnego zrozumienia mechaniki mechanizmów kulturowych szerokich Środowisk Kurdyjskich. Pozwalam sobie wyrazić również przekonanie, że pozycja ta powinna wejść na stałe do zakresu literatury podstawowej z jaką winni się zaznajomić studenci kierunków orientalnych.

O książce: Nieopodal irańskiej granicy w Kurdystanie tureckim wznosi się piękny pałac zbudowany w XVII wieku przez kurdyjskiego księcia Ishaka. Kiedy mijając go, wejdzie się krętą ścieżką nieco wyżej i spojrzy w dół z wysokości znajdującego się tu grobu wielkiego kurdyjskiego poety Ehmede Chaniego, można ulec wrażeniu, że piękno i potęga budowli wynikają przede wszystkim z wielości zastosowanych tu architektonicznych stylów.

Pałac „mówi w języku” ormiańskim, turecko-seldżuckim, perskim i kurdyjskim, z odwagą zdobywa surową urodę górskiej doliny. I właśnie ta umiejętnie przez architekta dostrzeżona wielość staje się jego nieśmiertelnością. Owo „umiejętne dostrzeżenie” polega, jak się zdaje, na ciągłym poszukiwaniu porządkującej i scalającej jedności, potrafi jednak wymknąć się dogŹmatyce i oprzeć swoje funkcjonowanie na otwartości wobec „innego”. Podobnie jest też z kurdyjską literaturą, która wprawdzie nie może poszczycić się ogromnym dorobkiem, ale ma do zaproponowania mocny przekaz ideowy i estetyczny, wynikający w dużej mierze z wielu wątków i tradycji, które się na jej rozwój złożyły, ale przede wszystkim z silnej duchowej potrzeby nakazującej walczyć o swoje istnienie, godność, niezależność i prawo głosu.Będąc pierwszym w Polsce i jednym z nielicznych na świecie szczegółowym opracowaniem dotyczącym kurdyjskiej literatury, niniejsza książka jest próbą przybliżenia zupełnie nieznanego obszaru badan nad literaturą. Przede wszystkim jednak za jego pośrednictwem stara się odsłonić i uporządkować system duchowych wartości, który legł u podstaw zjawiska kurdyjskiej tożsamości narodowej. Zabieg ten ma niebagatelne znaczenie zarówno dla przyszłości studiów nad kurdyjską kulturą, jak też dla zrozumienia różnych zachodzących na Bliskim Wschodzie procesów i przemian, których dogłębna i wielostronna analiza może stać się sposobem poszukiwania racjonalnego i efektywnego rozwiązania dręczących ten świat problemów.

Między ciemnością i światłem. O kurdyjskiej tożsamości i literaturze
Bocheńska Joanna
ciemnosc

Poniżej podajemy linki do dwóch księgarni internetowych gdzie mogą Pąństwo polecaną pozycję nabyć:

Księgarnia Akademicka

Księgarnia Merlin

 

RECENZJA KSIĄŻKI  „MIŁOŚĆ NICZYM ŚWIATŁO, MROK NICZYM ŚMIERĆ”

Mehmed Uzun Ronî Mîna Evînê, Tarî Mîna Mirinê/Miłość niczym światło, mrok niczym śmierć/Avesta, Stambuł 2002

Zmarły w październiku ubiegłego roku kurdyjski pisarz Mehmed Uzun jest jednym z najwybitniejszych kurdyjskich twórców XX wieku. Urodzony w 1953 roku w Siverek (Kurdystan turecki), z powodów politycznych wyemigrował w 1977 roku do Szwecji, gdzie powrócił do utraconego w okresie młodości ojczystego języka kurdyjskiego (dialektu kurmandżi). Opierając się w dużej mierze na języku bogatej kurdyjskiej tradycji ustnej stworzył własny, głęboko poruszający świat literacki, którego dominującą ideę określić można być może w dużym uproszczeniu, jako poszukiwanie nadziei i światła w mroku beznadziejności, lęku i okrucieństwa. Najważniejsze jego powieści to: Rojek ji rojên Evdalê Zeynikê (Jeden dzień z życia Evdale Zeynike), Sîya Evînê (Cień miłości), Hawara Dicleyê (Wołanie rzeki Tygrys), czy przedmiot niniejszej recenzji Ronî Mîna Evînê, Tarî Mîna Mirinê (Miłość niczym światło, mrok niczym śmierć), za którą w Turcji wytoczono autorowi proces.

Mehmed Uzun zmarł w Diyarbakır, mieście swojej młodości, do którego powrócił na krótko przed śmiercią.

Powieść Mehmeda Uzuna Miłość niczym światło, mrok niczym śmierć jest tyleż książką niezwykłą, co prostą.

Niezwyczajne mogą wydawać się koleje losu bohaterów – dziwna historia miłości pary, która spotyka się właściwie pod sam koniec fabuły utworu. Prosty, ale i doskonały zarazem jest sposób opowiadania, oparty przede wszystkim na przemyślanym łączeniu skrajności i grze emocjami.

Pierwszy rozdział odsyła nas na sam koniec książki. Spotykamy w nim głównych bohaterów dojrzałego mężczyznę o imieniu Baz (po kurdyjsku Sokół) i młodziutką kobietę – Kevok (po kurdyjsku Gołąb). Oboje wiezieni są w zaplombowanym samochodzie, i z nieskładnej relacji Baza dowiadujemy się, że skazani są na śmierć i transportowani najprawdopodobniej na egzekucję. Nie wiadomo – czym zawinili i kim dokładnie są ludzie, którzy ich eskortują. Z relacji Baza wynika jeszcze, że siedząca naprzeciw kobieta jest jego wielką miłością, a w kraju, w którym rzecz się dzieje, władzę sprawuje generał Serdar1, za którego niegdyś Baz mógłby oddać życie. Rzeczywiście po dowiezieniu na jakieś odludzie Kevok zostaje rozstrzelana, a Baz zabrany w niewiadomym kierunku.

Następne rozdziały są już retrospekcją, powracają do samego początku – do dziwnie splecionych ze sobą losów obu postaci. Rzecz dzieje się w państwie o nazwie Wielki Kraj, w którego skład wchodzi jeszcze wiele różnych krain między innymi ta, z której pochodzą zarówno Baz, jak i Kevok, nosząca w książce miano Kraju Gór. Oczywiście można się od razu dopatrzyć aluzji do Turcji i Kurdystanu, niemniej ani tu, ani w żadnym innym miejscu utworu nie są to treści dominujące. Tworzą tylko znaczące tło, a sam dramatyzm fabuły wynika z akcji skupionej na bohaterach i ich losach. Dzięki czemu, z jednej strony doskonale wiadomo, do czego aluzje się odnoszą, z drugiej zaś, kontekst ten wcale nie jest konieczny dla rozumienia całości, a utwór nabiera nieco jakby odrealnionego i baśniowego wymiaru.

Nękani przez urzędników i wojsko Wielkiego Kraju ludzie z kilkunastu wiosek Kraju Gór szukają schronienia wysoko, w niedostępnych wąwozach i jaskiniach. Uciekają tam z całym dobytkiem, rozpoczynając niejako nowe życie w zupełnym odizolowaniu od reszty świata. W takim właśnie miejscu przychodzi na świat Baz. Niestety pewnego wiosennego dnia kryjówka zostaje wykryta przez helikoptery, a wkrótce potem, o świcie, pod jaskinię dociera wojsko i likwiduje wszystkich, którzy się tam schronili. Z pośród dymu i trupów, trzymając się ogona szczeniaka, wyłania się tylko mały, może dwuletni, chłopiec. To Baz. Zabrany przez jednego z żołnierzy trafia do domu dziecka. Mijają lata. Baz rośnie, o swoim pochodzeniu wie tyle ile opowiedział mu, odwiedzający go czasem oficer – jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. W Wielkim Kraju najlepszym wyjściem dla sieroty takiej jak Baz jest kariera wojskowa. Baz stara się jak może, jak wszyscy wokół niego wierzy w absolutną słuszność Generała Serdara. Po skończeniu szkoły wojskowej zwierzchnicy powierzają mu pierwsze poważne zadanie. Część mieszkańców Kraju Gór za ciągłe spiskowanie i nieposłuszeństwo musi zostać wywieziona w inne miejsce, kilka tysięcy kilometrów na południe, na pustynię. (Również i w tym wypadku można dopatrzyć się aluzji historycznych do wysiedlenia i ludobójstwa Ormian w 1915 roku, niemniej nie jest to skojarzenie absolutnie konieczne, co więcej chronologia wydarzeń powieści nie odpowiada historycznej rzeczywistości.) Baz odpowiada za ten transport. W pociągu nieśmiały mężczyzna, jeden ze skazańców prosi Baza o wodę dla ciężarnej żony. Baz pomaga mu, czym zaskarbia sobie ogromną wdzięczność nieznajomego. Już po dotarciu na miejsce mężczyźnie rodzi się córka. Baz zostaje zaproszony, by ją obejrzeć i chwilę potrzymać na rękach. To Kevok. Od tego momentu dalsze losy obojga bohaterów biegną zupełnie oddzielnie, by zetknąć się znowu w nieoczekiwanym momencie.

Baz jest zdolnym oficerem, szybko awansuje. Wsławia się zwłaszcza wykrywaniem kryjówek ludzi z Gór, skutecznym i bezwzględnym „likwidowaniem” przeciwnika. Ulega też pierwszym fascynacjom kobietami. Jak przystało na wybitnego wojskowego niczego sobie nie odmawia. Dość przypadkowo zaprzyjaźnia się z jedną prostytutką – Mader. Jednak wkrótce dla dobra swej kariery postanawia się ustatkować i ożenić. Na wesele przybywa nawet sam generał Serdar. Małżeństwo jednak nie okazuje się szczęśliwe, wraz z upływem lat oboje stają się dla siebie coraz bardziej obcy. Sytuacji nie polepsza nawet przyjście na świat dwóch chłopców.

Tymczasem Kevok dorasta, zostaje studentką filologii francuskiej w stolicy Wielkiego Kraju. Ma ukochanego o imieniu Jir. I wszystko byłoby wspaniale gdyby nie to, że oboje pochodzą z Kraju Gór i zupełnie nie potrafią odnaleźć się w rzeczywistości Wielkiego Kraju. Nie podoba im się porządek wprowadzony przez generała, nie potrafią pogodzić się z faktem, że ich kraina jest niszczona przez armię. Pewnej nocy Jir ostatecznie się buntuje i oświadcza Kevok, że wyrusza w góry, by dołączyć do partyzanckiego oddziału. Na nic zdają się perswazje dziewczyny. Jir znika, a Kevok rozmyśla, jak tu za nim podążyć.

W utworze pojawia się też pisarz, który przybywa z wizytą do Wielkiego Kraju, z którego niegdyś wyemigrował, by móc tworzyć we własnym języku za granicą. Przybywa, by pojawić się na procesie jednego z przyjaciół i wraz z innymi emigrantami szukać dla niego pomocy w ambasadach obcych państw. Po wyczerpującym dniu, w którymś z pubów zostaje rozpoznany przez jednego ze swych czytelników – Kevok. Dziewczyna przyznaje, że przeczytała wszystkie jego książki, ale uważa, że nie do końca mają one związek z rzeczywistością. Zarzuca mu, że ucieka w historię zamiast pisać o trudnej sytuacji swojego narodu. Rozumiejąc bezzasadność niektórych zarzutów, pisarz czuje się jednak mocno dotknięty, ale jednocześnie fascynuje go postać nieznanej dziewczyny. Na odchodnym próbuje odwieść ją od powziętej decyzji wyruszenia w góry.

Na nic się to jednak zdaje. Kevok przechodzi szkolenie i trafia do oddziału partyzanckiego Ludzi Gór. Mimo lekkiej zimy pierwsze tygodnie spędzone w górach są niezwykle trudne, i pewnie Kevok przypłaciłaby je życiem gdyby nie jeden z partyzantów- Renas, który często ratuje ją przed wycieńczeniem lub zamarznięciem. Po jakimś czasie Kevok przywiązuje się do niego, jak do brata, zastanawiając się jak zdoła się mu odwdzięczyć. Ponieważ w partyzantce obowiązuje anonimowość, Kevok nie jest w stanie wpaść na ślad Jira. Podczas pierwszej większej akcji, kiedy partyzanci atakują wojsko, które pod dowództwem Baza plądruje wioskę i morduje mężczyzn, Kevok zostaje ranna i dostaje się do niewoli. Poddana pod okiem Baza różnym wymyślnym torturom stara się niczego nie wydać. W końcu jednak jej opór zostaje złamany – ma zaprowadzić brygady Baza do wszystkich znanych sobie miejsc schronienia Ludzi Gór. Dziewczyna żywi jednak nadzieję, że wiedząc o jej aresztowaniu, partyzanci opuszczą wszystkie kryjówki, które mogłaby wydać. I rzeczywiście wszystkie kolejne miejsca okazują się puste. Na końcu pozostaje do spenetrowania tylko jedna jaskinia – ta sama, z której wynurzył się niegdyś Baz. Podobnie jak wtedy, i teraz wojsko dociera tu o świcie. Ku przerażeniu Kevok i radości Baza, okazuje się, że w jaskini jest sporo niczego nie podejrzewających partyzantów. Operacja zostaje zatem przeprowadzona „skutecznie”. Dopuszczona na pobojowisko Kevok odkrywa, że jedną z ofiar jest jej przyjaciel Renas. Być może teraz dopiero dociera do niej cała prawda wojny i zabijania. To przeżycie sprawia, że w jednym momencie dawna Kevok przestaje istnieć, pozostaje tylko zniszczony i zniewolony człowiek.

Ponieważ nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić dalej, Kevok trafia do prywatnego mieszkania Baza, który, liczy, że będzie mógł tę sytuację odpowiednio dla siebie wykorzystać. A poza tym, choć sam się do tego nie przyznaje, oficer sam ulega powoli fascynacji tą milczącą kobietą. Mimo, że pozornie wydarł z niej wszystkie tajemnice, to coś w niej dalej pozostaje dla niego nieuchwytne i nieznane, budząc ciągle usypiany lęk. Oboje żyją obok siebie w jednym mieszkaniu, prawie o niczym jednak nie rozmawiają. Kevok nie może zdobyć się na odwagę, żeby uśmiercić i swego kata i siebie. W swoim zeszycie zapisuje tylko wątłe notatki i wiersze. Baz natomiast, niepostrzeżenie ulega jakiemuś dziwnemu zmęczeniu. Słucha muzyki i czyta wiersze, i w sposób niezrozumiały dla samego siebie traci wcześniejszy zapał do pracy. Z całej sytuacji zwierza się tylko swojej przyjaciółce Mader. Ta dziwiąc się i ciesząc jednocześnie, mówi mu, ze jest na właściwej drodze, ponieważ muzyka i poezja operują językiem miłości, a tylko ta pozwala dostrzec drugiego człowieka.

Baz spotyka się też z umierającym oficerem, który niegdyś się nim zaopiekował. Bardzo pragnie uzyskać od niego jeszcze jakieś informacje o swojej rodzinie. Ten jednak niewiele pamięta. Mówi tylko o swoich wątpliwościach, które dostrzegł u schyłku życia. Nie wie już, czy na pewno zagłada innych ludzi jest drogą do powszechnej szczęśliwości mieszkańców Wielkiego Kraju. Jakieś chaotycznie opowiedziane wątki z przeszłości pozwalają Bazowi postawić staruszkowi pytanie: „czy ja też jestem stamtąd?”, na które jednak nie słyszy jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko to jednak sprawia, że Baz sam zaczyna mieć wątpliwości. Na wystąpieniu przed całym sztabem, po wyliczeniu sukcesów armii, Baz dzieli się ze zgromadzonymi swoimi wątpliwościami odnośnie słuszności obranej drogi. Publika uznaje go jednak za chorego i przemęczonego, a zwierzchnik ostrzega, przed konsekwencjami związku z dziewczyną „stamtąd”, żądając od Baza pozbycia się jej. Nieoczekiwanie, te słowa, wypowiedziane jak rozkaz sprawiają, że nagle wszystko staje się dla Baza jasne. Przemiana dokonuje się bez zbędnych słów. Od tej pory wie tylko, że chce ocalić Kevok, zabrać ją z Wielkiego Kraju i wywieźć gdzieś w nieznane, gdzie mogliby „zacząć życie od nowa”. Oboje podejmują próbę ucieczki, wsiadają do pociągu. Dla Kevok, która bezwolnie wykonuje wszystkie polecenia Baza, jest to tylko niezrozumiałe przemieszczanie się. Ale i ona postanawia uciec, decydując, że już nigdy nie wypowie ani jednego słowa, powierzając wszystkie swoje myśli zeszytowi. Oboje docierają do nadmorskiego miasteczka, gdzie czekają na fałszywe dokumenty. Tu też pierwszy raz ich miłość – niemiłość zostaje spełniona. W zestawieniu z wcześniejszymi, dość odważnie opisanymi scenami erotycznymi, tu pojawia się tylko skąpy i delikatny lecz jakże sugestywny opis.

Niestety miejsce ich schronienia zostaje wykryte, oboje zostają schwytani i w ten sposób opowieść powraca do punktu wyjścia, a „pisarzowi pozostaje do opisania tylko moment śmierci Baza” – jedna z piękniejszych scen książki.

Powieść Uzuna ma na pewno wiele kontekstów i wiele wymiarów. Oczywiście nie da się jej rozpatrywać całkiem w oderwaniu od tureckich i kurdyjskich realiów, ale też nie to jest głównym celem i głównym osiągnięciem tej książki. W pierwszej kolejności jest to jednak powieść o miłości. Trudno oczywiście mówić o „romansie głównych bohaterów”, ale też nie o taką (albo lepiej nie tylko o taką) miłość tu chodzi. Uzun podejmuje chyba najpoważniejszy, ale też najtrudniejszy problem miłości człowieka, miłości bliźniego. Umie dopatrzyć się jej tam, gdzie trudno się tego spodziewać, celowo pokazując sytuację ludzi uwikłanych, ludzi bez wyjścia.

Baz, którego, życie było pasmem okrucieństwa i nienawiści, dzięki niespodziewanej miłości do Kevok, ma szansę na odkupienie. Kevok, od początku pełna miłości i ufności do świata nie ustrzegła się jednak przed jego złem. Ze swoją naiwnością, delikatnością, świadomością własnej słabości i zdrady jest jak zraniony ptak, któremu na zawsze odebrano możliwość latania. Miłość- niemiłość tych dwojga skończonych dla świata i siebie ludzi, kata i ofiary, sokoła i gołębia, jest jednak być może nadzieją…

Mistrzostwo powieści Uzuna oparte jest na tradycji powieści Dostojewskiego – sięga po psychologię i konstrukcję fabuły. Pisarz umiejętnie dawkuje i rozpala emocje. Czasem nimi we wschodnim stylu wylewnie szafuje, a czasem, pozostawia sytuację niedopowiedzianą. Nie ma tu zbyt wielu opisów realiów (może za wyjątkiem górskiej przyrody), co sprawia, że świat przedstawiony jest tyleż rzeczywisty, co odrealniony. A co za tym idzie akcja nie jest zniewolona tylko jednym, dosłownie bezpośrednim kontekstem historyczno – politycznym. Trudno doszukiwać się tu dokładnych analogii dziejowych, gdyż pewne fakty zostały po prostu pozmieniane i poplątane, podporządkowując się tym samym idei utworu. Prawdziwie i niezwykle celnie została oddana natomiast sytuacja Ludzi Gór – Kurdów. A stało się tak właśnie dlatego, że zostali oni pokazani przez pryzmat pojedynczych losów, w wymiarze bliskim każdemu zwykłemu mieszkańcowi Ziemi.

 

Opracowanie: Joanna Bocheńska, doktorantka w IFO UJ (2008).