PAŃSTWO ISLAMSKIE W ANALIZIE MAGAZYNU `THE ATLANTIC`

Wpisał: Marcin Pietrzyk

Na łamach magazynu `The Atlantic` ukazała się w marcu ciekawa analiza dotycząca ISIS, a mianowicie „What ISIS really wants?”. Jej autorem jest Graeme Wood, kanadyjski dziennikarz. W środowisku polskim o tej publikacji wzmiankował m.in. Onet.pl

ISIS W ŚWIETLE ARTYKUŁÓW AL-ARABIYI

POWSTANIE PAŃSTWA ISLAMSKIEGO NA ŁAMACH AL DŻAZIRY

W artykule skupiono się na analizie takich aspektów Państwa Islamskiego jak terytorium, walka, wątki apokaliptyczne, zwolennicy ISIS, także problematyka dżihadystów z krajów zachodnich. Poruszono kwestię tego, czy islamiści z ISIS mieliby celowo prowokować Zachód do zaatakowania ich kraju (bitwa w Dabiq), analizy istoty samego państwa w ujęciu obecnego porządku międzynarodowego. Jeszcze przed analizą tego artykułu należy zaznaczyć, iż powstanie Państwa Islamskiego nie oznacza obecnie jego akceptacji przez ogół muzułmanów o czym może świadczyć m.n. polityka egipskiego prezydenta Abdela es-Sisi, ostatnie reakcje władz jordańskich, czy tureckich, nie wspominając o szyitach, czy syryjskich Alawitach, nie uznawanych przez ISIS, czy nawet zasługujących ich zdaniem na śmierć. Akurat dla Zachodu jest to mniej istotne, ale obecnego kalifatu nie poparł także obecny szef Al-Kaidy Ayman al-Zawahiri (Opinie własne zaznaczono kursywą).

Abstrahując od tego, czy predestynacja moralna przywódców Państwa Islamskiego może być właściwa, istnieje szereg przesłanek, które mogą podważyć w przyszłości zasadność istnienia kalifatu. Do ważniejszych przeszkód może należeć sprawa autorytetu (amr), który zobowiązany jest wykreować wokół siebie kalif. Jak pisze Wood, autorytet, władanie danym terytorium gdzie przestrzega się prawa szariatu jest najtrudniejszym obowiązkiem kalifa. Jednakże otwarte starcie Zachodu z kalifatem np. poprzez interwencję lądową, mogłoby przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Od upadku Imperium Ottomańskiego, rozwoju kolonializmu na Bliskim Wschodzie, muzułmanie wielokrotnie oskarżali Zachód o uprawianie polityki podziału, celem uniemożliwienia odrodzenia się silnego państwa na Bliskim Wschodzie. W wielu przypadkach mieli rację, dlatego otwarty spór z kalifatem może motywować do walki także umiarkowanych muzułmanów, którzy obecny kalifat często postrzegają negatywnie.

Powołanie instytucji kalifatu przez ISIS nie zobowiązuje prawdopodobnie wszystkich muzułmanów do jego poparcia, jak chcieliby pewnie przywódcy Państwa Islamskiego. Tym niemniej jednak jest to problem, który nie pozwala tego rozwiązać poza środowiskiem muzułmańskim. Świat zewnętrzny może co najwyżej reagować, odrzucać ich postanowienia, czy nawet uciekać się do rozwiązań siłowych. Podobnie jednak jak w przypadku problemów teologicznych, czy dogmatycznych chrześcijan (np. ocena co do instytucji papiestwa w oczach katolików, prawosławnych, czy protestantów), nie mogliby o tym decydować muzułmanie, podobnie sprawa dotyczy islamskiego kalifatu. Świat zachodni na obecnym etapie tego konfliktu może obserwować dużą różnorodność opinii odnośni jego powstania, dostrzegać też liczne głosy dystansujące się od tego pomysłu, to jednak nie może wpłynąć na ich umysły, czy dusze.

Z tego powodu Graeme Wood przytoczył reakcje muzułmanów odnośnie wypowiedzi prezydenta Baraka Obamy w sprawie tego, czy Państwo Islamskie może być islamskie, czy też nie. Obama nazwał stronników ISIS tymi, którzy wypaczyli islam, nazywając ich idee wprost, jako nie islamskie. Tymczasem w opinii autora artykułu dla przeciętnego muzułmanina, nie tylko radykalnego islamisty, takie opinie mogą być nieuprawnione, pochodzą bowiem od przedstawiciela innej kultury. Gdyby jeszcze przypomnieć to, że ojciec Obamy był muzułmaninem, cała sprawa wygląda jeszcze bardziej delikatnie. W rozumieniu prawa szariatu dziecko ojca muzułmanina musi przyjąć islam, inaczej jest uznawane za apostatę.

Tym niemniej z czysto ludzkiego odczucia pewne rekacje mogą być zrozumiałe. Podobnie muzułmanie mogliby pytać, czy chrześcijanie przestrzegają swoich zasad wiary jeśli pozwalają na prowadzenie wojen, istnienie więzień i takie pytania byłyby zrozumiałe. Znając pewną elementarną wiedzę nt. islamu, podobnie Zachód może pytać, czy pewne działania, które promuje Państwo Islamskie może dotyczyć w ogóle spraw religii, człowieczeństwa etc. Nie trzeba być duchownym muzułmańskim, aby widzieć, że w działaniach Państwa Islamskiego jest coś nie tak. Nawet przyjmując, iż pewne działania islamistów wypływają ze specyficznie rozumianej zemsty, odpowiedzi na grzech w myśl zasady „oko, za oko, ząb za ząb”, to jak wytłumaczyć głosy islamistów, które posiadają całkiem inny oddźwięk.

Rzecznik Państwa Islamskiego Sheikh Abu Muhammad al-Adnani skierował następujące słowa do „Rzymian” (można przyjąć, że chodzi tutaj o Zachód, Watykan, bądź cywilizację wyrosłą z kręgu kultury grecko-rzymskiej, także chrześcijan): „Zdobędziemy Rzym, rozbijemy krzyże i zniewolimy wasze kobiety. Jeśli my tego nie zrobimy, uczynią to nasze dzieci i wnuki, a oni sprzedadzą waszych synów jako niewolników na targu niewolników”. W tym kontekście trudno nie zrozumieć reakcji abp Silvano Tomasi, watykańskiego obserwatora przy ONZ, który w ostateczności rozważa nawet użycie siły wobec ISIS, choć najlepiej z mandatem ONZ (Fronda.pl za portalem internetowym „Crux”).

Wracając jednak do sprawy artykułu, jednym z ważniejszych wątków pozostają aspekty apokaliptyczne. Wiele z obecnych działań ISIS, miałoby się wpisywać w religijne posłannictwo islamistów zapoczątkowania bitwy, posiadającej wręcz apokaliptyczne znamiona. Chodzi w tym przypadku o miasto Dabiq, leżące niedaleko Aleppo w północnej Syrii. Dla ciekawostki można też podać, iż głównym magazynem islamistów z ISIS jest także pismo o nazwie Dabiq. Jednym słowem mogą podchodzić oni do tych wizji poważnie. Tym bardziej, iż państwo zbudowane na podstawie teologicznej, religijnej jest niejako z natury predestynowane do pełnienia także takiej roli.

Całość tych wizji posiada rzeczywiście dość sugestywną nadbudowę. Obszar północnej Syrii, sąsiedztwo ar-Rakki, obecnej stolicy Państwa Islamskiego, czy rejonu Al-Dżaziry. Jak oceniają naukowcy w rejonie Al-Dżaziry po raz pierwszy rozwinęło się osadnictwo ludzkie, zaś Damaszek, obok Jerycha jest uznawane za jedno z najstarszych miast świata. Bywali i tacy, którzy Arkę Noego widzieli nie na Araracie, ale gdzieś w rejonie północnej Syrii. Ciekawie wygląda jednak sama kolejność przepowiedni, wzmiankowanych przez Wooda, a które w istocie dotyczą zarówno muzułmanów, jak chrześcijan. Po decydującej bitwie w Dabiq, kiedy siły islamskie wygrają z Rzymem, może dojść do zajęcia Istanbulu, a kolejno objawi się Dajjal (Dadżdżal) w rejonie Chorosanu (we wschodnim Iranie). Po dużych stratach, kiedy zostanie już tylko 5 tys. zwolenników kalifatu w Jerozolimie, ma się objawić Jezus, który obali Dajjala. Tutaj celem uporządkowania tych informacji z „What ISIS really wants?”, należy wyjaśnić pewne wątpliwości, które mogą pojawić się u polskiego czytelnika, często też katolika.

Ktoś mógłby zapytać w jaki sposób Jezus mógłby wesprzeć kalifat i wspomóc jego stronników w walce z Dajjalem? W artykule Wooda możemy się dowiedzieć, iż obecne władze Państwa Islamskiego wprowadziły restrykcyjny kodeks islamski prawa szariatu, który przewiduje kamienowanie, amputację kończyn np za kradzież, czy nawet krzyżowanie niewiernych (potwierdzone przypadki takich praktyk wobec chrześcijan), czy usankcjonowanie niewolnictwa. Jeśli abp. Tomasi nazywa taki sposób prowadzenia dżihadu szatańskim, to w jaki sposób Jezus miałby wesprzeć kalifat? Dla przeciętnego muzułmanina w tym fakcie nie ma akurat nic dziwnego, bowiem Jezus, obok Mahometa, Mojżesza, Noego, Adama uznawany jest za jednego z proroków, choć najważniejszym prorokiem dla każdego muzułmanina jest Mahomet.

Umiarkowani muzułmanie mogą kwestionować zasadność istnienia akurat tego kalifatu, to jednak muszą z dystansem odnosić się do pewnych zapisów teologicznych, takich kara śmierci wykonywana przez ścięcie głowy, kamienowanie, pewna akceptacja dla praktyk niewolnictwa (szczególnie w relacjach wierni/niewierni). Zanim jednak ktoś wyciągnie argument za islamofobią (wobec wszystkich muzułmanów), może z podobną konsternacją, co umiarkowany muzułmanin, czytać o tym, że „jeśli Twoja prawa ręka jest powodem do grzechu, to utnij ją”, czy prześledzić biblijne dzieje ofiarowania Izaaka przez Abrahama. Jeszcze do połowy XIX wieku nawet kaznodzieje chrześcijańscy mogli uzasadniać fakt niewolnictwa w Ameryce tym, że nawet Jezus spotykał się z niewolnikami. W świecie muzułmańskim istniały różne prądy dotyczące odnowy islamu tzw. Ijtihadu. Chodzi w tym przypadku o dostosowanie pewnych zapisów teologicznych do współczesności. Jak wiadomo, podobnie jak w innych kulturach taka postawa może być oceniana przez pryzmat relatywizmu i będzie polem do wielu gorących dysput. Bractwo Muzułmańskie oskarża es-Sisi o wprowadzanie obcych elementów do islamu (bida).

Podobne zmiany starał się wcześniej wprowadzić Kemal Atatürk w Turcji. Notabene jednak wtedy instytucja kalifa została rozwiązana w 1924 roku. Do reform w świecie islamu nawoływał też były premier Turcji Recep Erdogan, a z inicjatywą odnowy islamu wystąpił ostatnio prezydent Egiptu Abdel Fattah es-Sisi. Za jego rządów takie organizacje, jak Hamas, czy Bracia Muzułmanie, zostały uznane za terrorystyczne. Z drugiej strony partia Al-Nour, bardziej konserwatywna niż Bracia Muzułmanie, cieszy się uznaniem władz. Z dużą pewnością jednak można przyjąć, iż obecni przywódcy Państwa Islamskiego całkiem literalnie podchodzą do zapisów religijnych, co więcej, nie dostrzegają różnicy pomiędzy wiekiem 7, a 21. Można wstępnie przyjąć, iż rację miał prof. Dominique Moisi, który m.in. na łamach Project Syndictate ogłosił w 2011 roku, iż w świecie islamu dojdzie do starcia pomiędzy dwoma modelami organizacji państwa, a mianowicie umiarkowanym, bardziej laickim tureckim, a teokratycznym irańskim. Może to też świadczyć o tym, że świat islamu na długo jeszcze nie będzie monolitem.

Rozmówcami Graeme Wooda byli muzułmańscy konwertyci, którzy dostarczyli wielu ciekawych informacji. Jeden z nich 30-letni Australijczyk Musa Cerantonio (Musa to po polsku Mojżesz), drugi 28-letni imam Abdullah z Filadelfii. Jeśli Australijczyk jest jednym z ważniejszych rekrutów ideologii Państwa Islamskiego, pół-Irlandczyk, pół-Kalabryjczyk, to imam Abdullah z Filadelfii jest ultrakonserwatywnym Salafitą (wcześniej wyznawca polskiego katolicyzmu w Chicago). Cerantonio miał wcześniej nawoływać wielokrotnie do utworzenia kalifatu na łamach Iqraa Tv w Kairze. Później władze australijskie odebrały mu paszport w obawie, aby nie wyjechał do Syrii. Należy on do zdecydowanych entuzjastów Bagdadiego w Iraku, podobnie jak inni wzmiankowani w artykule islamiści Abu Muhhamad al Maqdisi (przebywa uwięziony w Jordanii), Abu Baraa, czy Anjem Choudary, lider zdelegalizowanej w Wielkiej Brytanii Al Muhajroun (Emigranci), zajmującej się rekrutacją dżihadystów do Syrii. Podobnie Choudariemu władze brytyjskie odebrały paszport.

Drugi ze wspominanych rozmówców Abdullah, imam jednego z meczetów w Filadelfii, prezentuje alternatywną wobec kalifatu wizję. Jak wspomina nie uznaje on obecnego kalifa, choć reprezentuje podobnie ortodoksyjny islam. Trudno powiedzieć, czy mówi tak w obawie przed amerykańskimi władzami, czy faktycznie jego pragnieniem jest pozyskiwanie stronników, tworząc swoistą alternatywą wobec planów, czy misji kalifatu Bagdadiego. Jego zdaniem słuszna idea kalifatu może być jedynie wynikiem nieomylnej woli Boga (Allaha). Nawet w 7 wieku w momencie krystalizowania się idei kalifatu uczeni z Mekki i Medyny dochodzili do konsensusu w tej sprawie, a jak twierdzi rozmówca Wooda, obecny kalifat powstał jakby znikąd.

Ciekawie została przedstawiona istota prawna samego Państwa Islamskiego, jego odmienność na tle współczesnego porządku międzynarodowego. Dla przeciętnego czytelnika niezrozumiałe mogą być odniesienia do tworzenia rządów Boga na ziemi, czy budowania państwa w oparciu o wskazania religii, w tym przypadku islamu. Jeśli współczesne państwa istnieją w oparciu o granicę, przestrzegają porządku międzynarodowego, należą do ONZ, to w przypadku kalifatu, akceptacja tego porządku oznaczałaby apostatę, czyli grzech.

Poza tym, jak wspomina cytowany przez Wooda, Abu Baraa, kalifat zobowiązany jest prowadzić przynajmniej raz w roku dżihad, tym samym nie może ograniczać się granicami. Jego posłannictwem jest nieustanna wojna, dopóki nie wypełni swojej misji (opanowanie wszystkich terenów przez islam). Tak mogą to rozumieć stronnicy Państwa Islamskiego. W przypadku organizacji międzynarodowych typu ONZ, jeśli przyjęto, iż wszelka władza pochodzi od Boga, jej zalecenia, układy, wysłannicy ONZ, jak twierdzi Wood, będą nieuznawane, wręcz postrzegani przez pryzmat bałwochwalstwa, posiadania innych bogów etc. Tym samym istniejący system międzynarodowy, istniejący umownie od układu Westfalskiego w 1648 roku w odniesieniu do świata islamu (kalifatu) nie może mieć miejsca.

Co proponuje Państwo Islamskie swoim obywatelom? Zdaniem Choudariego choć w Arabii Saudyjskiej istnieje podobnie restrykcyjny kodeks karny (np. kara śmierci wykonywana przez ścięcie), to jednak brakuje jej społecznej i ekonomicznej sprawiedliwości, chodzi o bezpłatną opiekę zdrowotną, czy swobodny dostęp do różnych dóbr dla wszystkich obywateli. Jednocześnie w obliczu tych górnolotnych, a nawet utopijnych zasad kształtowania życia społecznego i ekonomicznego, sankcjonuje zgodę na niewolnictwo, karę ukrzyżowania np dla niewiernych, czy inne kary jak kamienowanie, czy amputację. Co więcej brutalne metody walki przyjęte przez islamistów mają być aktem miłosierdzia, a nie okrucieństwa. Terroryzowanie podbijanych społeczności, które mają przyjmować jedyne słuszne prawo, umożliwi to, że zwycięstwo będzie szybkie, a konflikt krótki. Jednym słowem łącznie ofiar będzie wtedy znacznie mniej. Tym niemniej wobec wrogów islamiści zdają się być bezkompromisowi.

Jak podkreśła Wood, muzułmanie posiadają wizerunek kalifatu, nie tylko jako instrumentu politycznego, ale swoistej instytucji zbawienia. Kwestia uznania, bądź nieuznania kalifa może posiadać także swoje konsekwencje. Samozwańczy kalif może w myśl prawa szariatu żądać dla siebie uznania, a tych którzy tego odmawiają uważać za apostatów. Zresztą podobnie pozostali mogą oskarżyć o apostazję samego kalifa, jeśliby jego władza była według nich nieuprawniona. Jak wylicza Wood, do tego aby być pełnoprawnym kalifem, trzeba spełnić szereg warunków. Wymienia sie tutaj potrzebę bycia pełnoletnim mężczyzną, oczywiście muzułaminem, sunnitą, odpowiedniej moralności, pochodzącym z plemienia Proroka (Kurajszyci) i najważniejsze cieszyć się wspominanym już odpowiednim autorytetem. Należy jednak dodać, iż uznanie obecnego kalifatu może wiązać się wieloma trudnościami. Do nielicznych tylko takich przeszkód może należeć to, że Państwo Islamskie nie uznaje kalifów tureckich, inne przeszkody mogą dotyczyć tego, iż obecnie istnieją inni władcy (np w Jordanii), którzy podobnie jak Bagdadi utrzymują, iż wywodzą się z rodu Proroka.

Źródła:

Graeme Wood, What ISIS really wants?, The Atlantic, March 2015,

Przemysław Henzel, Jaki jest ostateczny cel ISIS? Na Zachodzie pojawiła się niebezpieczna teoria, Onet.pl, 25-2-2015

Watykan: Jeśli inaczej się nie da, trzeba pokonać islamistów siłą, Fronda.pl, 16-3-2015

Jan Wójcik, Prezydent Abd el-Fatah es-Sisi – egipski dyktator czy reformator?, Euroislam.pl, Wp.pl, 13-3-2015

Future of the Arab Revolutions in 2011, Emiddle East Portal

Zobacz także:

Graeme Wood, ’What ISIS Really Wants’: The Response, The Atlantic, 24-2-2015

Graeme Wood, What ISIS’s Leader Really Wants, New Republic, 1-9-2014

Graeme Wood, The Three Types of People Who Fight for ISIS, New Republic, 10-9-2014,